Opowiadanie nr 1 ( część 6 )

Hej ;]
Ostatnio ktoś napisał mi w komentarzu, że czcionka, której używam jest kiepska, bo bolą od niej oczy. Narazie jej nie zmieniłam, chciałam spytać wszystkich o opinie... Powinnam ją zmienić czy może zostać ta co jest?



'Wymarzony pocałunek'


Część 6-ta.

                      Oszołomiona natychmiast zeskoczyłam Kimowi z kolan, ciężko mi było utrzymać się na nogach, czułam się jakbym była pijana. 
- Co tu się dzieje?! - krzyknęła po raz kolejny.
- Ja... Już sobie pójdę... - ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę wyjścia.
  Jessica złapała mnie mocno za ramię. 
- Nigdzie nie pójdziesz! Najpierw wyjaśnicie mi co to wszystko miało znaczyć?! - zażądała z wyrzutem.
  Kim podszedł do nas, wskazał na jej rękę zaciśniętą na moim ramieniu:
- Puść ją... - zażądał spokojnie.
  Jak powiedział, tak zrobiła. 
- Wytłumacz mi to! - mówiła ze łzami w oczach.
  Kim spojrzał na mnie i westchnął ciężko:
- Nie denerwuj się... Nic takiego się nie stało. 
- Jak to nic?! Przecież widziałam! Prawie ją pocałowałeś! - krzyknęła z wyrzutem.
- Właśnie... Prawie... Ale tego nie zrobiłem, więc o co cały ten hałas? - uniósł brew patrząc na nią.
- Ale zrobiłbyś to gdybym Wam nie przeszkodziła! - mówiła płaczliwym głosem, powstrzymując łzy.
- Ja tylko chciałem jej coś udowodnić... 
- Udowodnić? Niby co?
  Zastanawiał się przez chwilę, po czym stwierdził:
- Chciałem jej udowodnić... że żadna kobieta mi się nie oprze. - uśmiechnął się sztucznie.
- Chyba sobie żartujesz?! I myślisz, że w to uwierzę?! - pytała z oburzeniem.
- Nie chcesz wierzyć? Ok, nie musisz. Ja Cię przekonywać nie będę. - wzruszył ramionami.
  Przez chwilę stała bez słowa, patrząc to na mnie, to na niego. Po chwili uśmiechnęła się do niego:
- Fakt... Żadna Ci się nie oprze. Amber na szczęście kocha Maxa, więc Ci wierzę. - oznajmiła zadowolona.
  Byłam w szoku, patrząc na Jessicę, która tak łatwo mu uwierzyła 'Chyba naprawdę go kocha, skoro chce mu wierzyć za wszelką cenę' - pomyślałam z bólem. Spojrzałam na Kima, patrzył na mnie jakby z pytaniem 'Kochasz go?', wtedy doszłam do wniosku, że teraz chyba mogę już pójść :
- To ja już pójdę, Cześć. - rzuciłam, po czym pośpiesznie odeszłam.

              W nocy nie mogłam zasnąć. Myślałam o Kimie, wspomnienia z dzisiejszego dnia, sprawiały, że w ogóle nie chciało mi się spać. Było mi duszno, zaczęłam wyobrażać sobie jakby wyglądał nasz dzisiejszy pocałunek, gdyby Jessica się nie zjawiła. Przypominając sobie mój pierwszy pocałunek z Kimem i pierwszy pocałunek z Maxem, dręczyło mnie pytanie 'Jak pocałunki mogą być aż tak różne?! Jeden oddech Kima sprawia, że odbiera mi rozum, jedno dotknięcie jego ust sprawia, że się rozpływam... Dlaczego, gdy całuję się z Maxem tego nie czuję?! Dlaczego?' - zadręczając się tymi różnicami jakoś ciężej było mi oddychać, czułam się jakbym się dusiła. Na wspomnienie Kima, jego ust, gorącego oddechu pieszczącego me wargi, znów pragnienie ścisnęło moje gardło. Nie wiedziałam co mam z sobą począć... Prawie nie zmrużyłam oka tej nocy.


              Następnego dnia byłam umówiona z Maxem, postanowiłam w duchu, że obudzę w sobie takie same emocje, które towarzyszą mi przy Kimie. Max zabrał mnie na jakiś musical, który koszmarnie długo mi się ciągnął, nudziłam się jak mops. Gdy w końcu się skończył postanowiliśmy coś zjeść, więc wstąpiliśmy do jakiejś knajpy. Z niecierpliwością czekałam na dogodny moment, by w końcu zrealizować mój plan. Gdy wieczorem odprowadzał mnie do domu, tym razem to ja zatrzymałam się, gdy przechodziliśmy przez park. Stanęłam bez słowa na przeciwko niego i uniosłam się na palcach, by dosięgnąć jego ust. Gdy zorientował się o co mi chodzi nachylił się do mnie i objął mnie w pasie. Zarzuciłam mu ręce na szyje i wpiłam się w jego wargi. Całowałam go mocno, gwałtownie i dziko. Zacisnęłam mocniej powieki, by móc intensywniej przeżyć ten pocałunek. Całowałam go nachalnie, próbując wzbudzić w sobie te same emocje, które towarzyszyły mi przy pocałunkach z Kimem, lecz ku mej rozpaczy, nic nie pomagało, wtedy poczułam, że Max stara się rozchylić mi szerzej usta, by pocałować mnie z języczkiem, natychmiast odskoczyłam od niego jak oparzona. 
- Prze... Przepraszam... - wydukałam, spuszczając głowę niczym zbity pies.
- Nie... Nie przepraszaj... Po prostu... Całowałaś mnie tak, że pomyślałem, że tego chcesz... Najwidoczniej się pomyliłem... Więc... To ja przepraszam... - powiedział smutno.
- Ja... Po prostu nie jestem jeszcze gotowa... - próbowałam się jakoś wytłumaczyć.
  Przyłożył mi palec do ust:
- Csiii... Nic już nie mów. - uśmiechnął się wyrozumiale, po czym pocałował mnie delikatnie. 
  Reszta drogi minęła nam w milczeniu, czułam się głupio przez to co zrobiłam, przez to, że się nie zgodziłam, ale nie mogłam, nie chciałam.


                  W poniedziałek, gdy dochodziłam do szkolnego muru, jakaś ręka wyłoniła się zza krzewu jałowca, gdzie niegdyś przepychałam się, idąc na wagary, złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła ku sobie. Ku swojemu zaskoczeniu wpadłam w ramiona Kima, zszokowana natychmiast odsunęłam się od niego.
- Co Ty wyprawiasz? - spytałam oburzona.
  Bez słowa zrobił krok w moim kierunku, a ja w odpowiedzi cofnęłam się krok do tyłu, lecz nie spodziewałam się, że mur otaczający szkołę znajduje się tak blisko i uderzyłam w niego plecami. Kim zrobił jeszcze jeden krok w moją stronę, przypierając mnie do muru, chciałam uciec na chodnik, lecz on oparł się o mur wyciągniętą ręką, zagradzając mi drogę ucieczki. 
- Co robisz? - spytałam zdziwiona patrząc mu w oczy.
  Wtedy nachylił się do mnie tak bardzo, że nasze twarze dzielił już tylko centymetr. Patrzył mi głęboko w oczy, co sprawiło, że dostałam gęsiej skórki. Pragnienie znów ścisnęło moje gardło, przełknęłam głośno ślinę, moje serce zaczęło tłuc się jak oszalałe, oddech zaczął stawać się płytszy, a Kim w końcu raczył się odezwać:
- Tak naprawdę, to chciałem Ci udowodnić, że... Ty też coś do mnie czujesz... - mówił cicho z pewnym siebie uśmiechem.
  Nic nie odpowiedziałam, za bardzo miałam ściśnięte gardło. Z resztą... I tak nie wiedziałam co mogłabym mu odpowiedzieć.
- Pomyślałem, że może chcesz dokończyć to co zaczęliśmy w sobotę na holu? - uśmiechnął się zachęcająco.
  Błądziłam wzrokiem po jego twarzy, raz patrząc mu w oczy, raz na usta. Chciałam dokończyć to co zaczęliśmy ostatnio, ale nie mogłam mu tego powiedzieć, stałam cicho czekając w napięciu na jego ruch. Słyszałam, że jego oddech, tak samo jak mój, stawał się płytszy. Rozchyliłam lekko usta w nadziei, że uzna to za zaproszenie, chciałam by wreszcie skończył moje męki, które wbrew pozorom, były przyjemne, słodko mnie dręczyły. Wtedy pokonał tę centymetrową przestrzeń, która zdawała się być kilometrową i zamknął moje usta pocałunkiem. Nie był to taki sam pocałunek, jak za pierwszym razem, całowaliśmy się namiętnie i czule zarazem, próbując zaspokoić dręczące nas pragnienie. Kamień, który ciążył mi na sercu od kilku dni, zniknął. W głowie przyjemnie mi wirowało, nogi miałam niczym z gumy, obejmował mnie w tali, przytrzymując zarazem. Wtedy poczułam, że chce wsunąć mi język do buzi, tak jak Max wczorajszego wieczoru, tym razem jednak się nie wahałam, rozchyliłam szerzej usta, wsuwając mu jednocześnie swój język do ust. Serce waliło mi jak jeszcze nigdy dotąd. Położyłam mu jedną rękę na policzku, drugą pieściłam jego kark. Nasze języki pieściły się nawzajem, nie pomyślałam, że mogłabym czuć się aż tak dobrze, czułam się jakbym unosiła się nad ziemią, jakby zaraz miały wyrosnąć mi skrzydła bym mogła odlecieć. Pragnęłam, by ten pocałunek nigdy się nie skończył, lecz powoli zaczynało brakować nam tchu, więc odsunęliśmy się od siebie lekko, by złapać oddech, patrzyłam na niego mętnym wzrokiem, oddychając głęboko. Byłam szczęśliwa, nareszcie mogłam normalnie oddychać, nie dusząc się. Serce tłukło mi się w piersiach. Oparł policzek o moje czoło i staliśmy tak przytuleni, oddychając sobą dopóki nasze oddechy nie wróciły do normy. 
Po chwili uświadomiłam sobie, że znów zdradziłam Maxa i Tiffany. Z trudem odsunęłam się od Kima. Patrzył na mnie, a ja nie miałam odwagi podnieść na niego wzroku, stałam wpatrując się w ziemię.
- Tak nie można... - zaczęłam cicho - Jesteś z Jessicą, a ja jestem z Maxem... Do tego jest jeszcze Tiffany... - uniosłam na niego wzrok.
  Wyciągnął do mnie rękę, a ja w odpowiedzi na ten gest cofnęłam się o krok.
- Zerwę z Jessicą jeszcze dziś. - oznajmił pewnie.
- Nie... Nie możesz! - mimowolnie poczułam, że łzy napłynęły mi do oczu, ale nie pozwoliłam im mnie zdominować, zamrugałam kilkakrotnie powstrzymując je - Wczoraj... Uwierzyła w Twoje słowa tylko dlatego, że chciała Ci wierzyć, nie chciała Cię stracić, ona naprawdę Cię kocha... - żal ścisnął moje serce.
- A Ty? - spytał z nadzieją.
- Ja... Ja... - nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, czułam zamęt w głowie i w sercu, już sama pogubiłam się w swoich uczuciach, wiedziałam tylko jedno... Przy Kimie traciłam rozum, czułam jakby świat wirował, nigdy nie wiedziałam co może się stać, a przy Maxie czułam się bezpiecznie i stabilnie, ale tak jakbym się dusiła. Targały mną sprzeczne uczucia. - Nie wiem... Już sama nie wiem co czuję... Pogubiłam się... - mówiąc to niekontrolowana łza spłynęła mi po policzku.
  Podszedł do mnie i delikatnie, wytarł spływającą łzę. Spojrzał mi głęboko w oczy, jakby chciał zajrzeć do mojej duszy. Wtedy przyznałam w duchu, że coś do niego czuję, ale nie wiedziałam jeszcze co to dokładnie jest. Wiedziałam też, że to uzależniające czucie pochłania mnie każdego dnia coraz bardziej, bałam się, że niedługo uzależni mnie tak, że nie będę w stanie się go wyrzec. 'Max mnie kocha, nie mogę go tak zostawić' - pomyślałam z goryczą - 'Tiffany... Jej też nie mogę tego zrobić... Jak się poczuje, gdy jedyna przyjaciółka wbije jej nuż w plecy?' - zadręczałam się myślami. Nie chciałam już się nad niczym zastanawiać, chciałam uciec jak najdalej, zostawiając za sobą wszystko i wszystkich, chciałam zniknąć, by nie musieć zadręczać się niczym.
- Wiem, że czujesz coś do mnie... - powiedział cicho, po czym nachylił się do mnie jak do pocałunku i zaczął szeptać, pieszcząc moje wargi swym oddechem - ...widzę to w Twoich oczach... spojrzeniu... Czuję to w tym jak mnie całujesz, w Twoim dotyku... Nawet serce Cię zdradza... Bije tak samo szybko jak moje... - szeptał, pewny swego. - Gdy widzisz mnie z Jessicą, jesteś zazdrosna... Czujesz się zła i poirytowana, a jednocześnie - przybita...
  Otworzyłam szerzej oczy, ze zdziwienia, że wie to wszystko.
- Skąd wiem? - spytał jakby czytał mi w myślach - Stąd, że czuję się tak samo, gdy patrzę na Ciebie i Maxa... - westchnął ciężko.
  Znów pragnęłam, by mnie pocałował, lecz wiedziałam, że muszę odejść stamtąd jak najszybciej, zrobiłam krok w tył, odsuwając się od niego, próbując złapać oddech.
- Nie mów tak... Nie mów tego wszystkiego... Nie mam siły tego słuchać... - pokręciłam bezradnie głową, kontrolując napływające mi do oczu łzy, nie chciałam mówić tego, co za chwilę miałam powiedzieć, ale czułam, że muszę - Nie zrywaj z Jessicą... Jeśli to zrobisz, pomyśli, że to z mojego powodu... Zostań z nią. Ja muszę wszystko przemyśleć, dopiero potem zdecyduję, czego chcę, czego potrzebuję naprawdę. - nie dając mu czasu na odpowiedz, odwróciłam się i odeszłam.
  Było mi ciężko, na sercu i na duszy.

                  Nie zdążyłam na pierwszą lekcję, przyszłam, gdy rozbrzmiewał dzwonek na przerwę. Max siedział zmartwiony, gdy zajęłam moje miejsce, popukałam go w plecy, a on odwrócił się zaskoczony :
- Hej! Już się martwiłem, że znów zachorowałaś... 
- Nie, po prostu zaspałam - skłamałam ze sztucznym uśmiechem, przeglądając zeszyt, nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy.
Nagle Jessica wpadła do klasy, zobaczywszy, że Kima nie ma, podeszła do nas:
- Cześć! Nie ma Kima?
- Siemka, nie, nie było go na pierwszej lekcji. - odpowiedział Max.
- Pewnie znów jest chory... - powiedziała smutno, po czym spojrzała na mnie, krzywiąc się.
  Już miała odejść kiedy Max dodał:
- Może jeszcze przyjdzie... Amber też dopiero przyszła. 
  Jessica spojrzała na mnie podejrzliwie, a ja udawałam, że przeglądam zeszyt byle tylko nie musieć patrzeć im w oczy.

                 Kim przyszedł dopiero po dzwonku na lekcje. Siedział przez cały czas ze wzrokiem wbitym w ławkę, czasami tylko spoglądał w moją stronę, starałam się udawać, że tego nie widzę, ale czasem mój wzrok sam, bezwiednie podążał w jego kierunku. Był smutny, to jedyne co potrafiłam wyczytać z jego twarzy. Zastanawiałam się 'Czy Jessica przyjdzie na przerwę obiadową zobaczyć czy Kim przyszedł?' jeśli tak to 'Czy Kim pozwoli jej się całować? Mimo tego co się stało rano?' - te myśli dręczyły mnie bez ustanku, moje serce dziwnie się ściskało. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym, tylko o tym. 

                 Kiedy nadeszła pora przerwy obiadowej, Kim natychmiast podniósł się ze swojego miejsca i wyszedł pośpiesznie z klasy 'Poszedł do niej?!' - pomyślałam z żalem. Po chwili jednak Jessica zjawiła się w naszej klasie, poczułam się jakby kamień spadł mi z serca. Rozejrzała się do koła, po czym znów podeszła do nas :
- Gdzie Kim? Widzę, że są jego rzeczy...
- Może poszedł do Ciebie do klasy i się minęliście? - zasugerował Max.
  'O tym nie pomyślałam...' - skrzywiłam się lekko, Max złapał mnie za rękę i zaczął mówić o świetnym filmie na który chciałby się ze mną wybrać, lecz nie byłam w stanie go słuchać, znów czułam jakby jakiś ciężar przygniatał moje serce. 
  Po jakichś 5-ciu minutach, Jessica znów pojawiła się u nas w klasie:
- I co? Nie znalazłaś go? - spytał zaskoczony Max.
- Nie, dziewczyny mówiły, że nie było go u nas. - usiadła na jego miejscu, mówiąc do siebie - Gdzie on polazł?
  Półgodzinna przerwa mijała, a Kima jak nie było tak nie było, coś sprawiało, że byłam zadowolona, ale sama nie wiedziałam co. 
  Gdy rozległ się dzwonek na lekcję, Kim przekroczył próg klasy. Jessica podbiegła do niego z piskiem :
- Gdzieś ty był! Czekałam na Ciebie! Myślałam nawet, że poszedłeś do mnie do klasy, więc się wróciłam, a Ciebie nigdzie nie było. - skarżyła się głośno.
  Kim spojrzał na mnie, po czym zwrócił się do Jessicy:
- Idź do klasy, zaraz przyjdą nauczyciele i zacznie się lekcja. - powiedział sucho.
- No tak... - potwierdziła, po czym podskoczyła, by pocałować go w usta, jednak on przekręcił głowę, a ona trafiła z ustami w jego policzek. Patrzyła na niego zdziwiona :
- Idź już, zaraz przyjdzie nauczyciel. - ponaglił ją, po czym ruszył do swojej ławki, spoglądając na mnie.
  Obejrzała się za nim zdziwiona i oburzona zarazem, po czym wyszła.
  'To było wredne' - pomyślałam, ale nie było mi jej szkoda, wręcz przeciwnie... Siedziałam jak idiotka nie mogąc ukryć uśmiechu, próbowałam się kontrolować, ale nie potrafiłam, gdy tylko starałam się być poważna, uśmiech znów wpływał mi na usta. Siedziałam i zacieszałam tak na lekcji, gdy Kim obejrzał się na mnie, po czym zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową. Nawet to, że poczułam się z tego powodu głupio nie potrafiło zmyć mi zacieszu z twarzy. Do końca lekcji, byłam zadowolona, choć sama nie chciałam się przed sobą przyznać z jakiego powodu, to wiedziałam, że to dlatego, że Kim nie dał się pocałować Jessice. Spoglądał na mnie czasem, a gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały uśmiechał się zadowolony, po chwili spuszczając głowę, czasami to ja pierwsza, skrępowana opuszczałam głowę.

                   Idąc z Maxem do domu po lekcjach, zastanawiałam się 'Co mam zrobić, by uniknąć pocałunku?' - po zastanowieniu doszłam do wniosku, że to było głupie... Zachowywałam się tak jakbym to z Kimem była i starała się dochować mu wierności... Ale nic nie mogłam na to poradzić... Chciałam chociaż tak odwdzięczyć mu się za to, że nie całował się z Jessicą na moich oczach. 'Tylko jak mam delikatnie wyperswadować Maxowi pocałunek?' - zastanawiałam się zawzięcie, ale nic nie mogłam wymyślić, dopiero gdy byliśmy na miejscu - olśniło mnie. Max nachylił się do mnie, a ja delikatnie odsunęłam go od siebie, spojrzał na mnie zaskoczony:
- Przepraszam... Czuję, że bierze mnie chrypa, nie chcę Cię zarazić... - wytłumaczyłam z nadzieją, że uwierzy.
- Rozumiem... - uśmiechnął się wyrozumiale, po czym pocałował mnie w czoło na pożegnanie.
  Czułam się winna lecz jednocześnie poczułam ulgę. Byłam rozdarta, sama nie wiedziałam co mam robić.


                 Przez następne 2 dni było tak samo, Kim na przerwach znikał, by Jessica się do niego nie kleiła lub odsuwał się, gdy tylko za nadto się do niego zbliżała, a ja? Zachowywałam się jak idiotka... Dalej udawałam, że bierze mnie jakieś choróbsko, by Max mnie nie całował, jednocześnie unikając Kima, by znów nie zdradzić Maxa, by Kim znów nie zaskoczył mnie w drodze do szkoły, poprosiłam tatę, by mnie woził. Sama nie potrafiłam sobie przetłumaczyć, że tak nie można, że muszę skończyć tę całą sytuację, strasznie mnie ona męczyła, do tego cały czas czułam jakbym się dusiła, nie mogłam normalnie odetchnąć, było mi ciężko.


                W czwartek, Max czekał na mnie przed wejściem. Co mnie zaskoczyło. W końcu od kiedy spadł śnieg, zawsze spotykaliśmy się w szkole.
- Ambi! - podskoczył do mnie szczęśliwy jakby nie widział mnie przez miesiąc.
- Hej. - uśmiechnęłam się zaskoczona. - Coś się stało?
- Nie, po prostu chciałem się dziś z Tobą porządnie przywitać - objął mnie w pasie, nachylając się do mnie z uśmiechem.
  Odsunęłam się lekko:
- Nie chcę Cię zarazić... - chrząknęłam.
- Nie boję się - odpowiedział ze śmiechem - A jeśli nawet to możemy chorować razem.
  Zastanawiałam się co mam na to odpowiedzieć, ale nim się zorientowałam on już wpił się wargami w moje usta. Kątem oka zauważyłam, że kilka kroków od nas zatrzymał się Kim. Skrzywił się, ciężko wzdychając. Stał tak patrząc na nas z wyrzutem. Nie chciałam, żeby na to patrzył. Starałam się delikatnie odsunąć od siebie Maxa, ale on dalej mnie całował. Kim po chwili podszedł do nas bliżej i głośno odchrząknął, dopiero wtedy Max się ode mnie odkleił.
- Cześć. Chciałeś coś? - spytał zaskoczony Max.
  Kim miał taką minę jakby zaraz miał się na niego rzucić, lecz odetchnął głęboko i oznajmił:
- Nie chciałem Wam przeszkadzać, ale chciałbym porozmawiać przez chwilę z MOJĄ PRZYJACIÓŁKĄ... - podkreślił dobitnie ostatnie słowa, po czym spojrzał na mnie.
  Poczułam jakby jego oczy były przebijającymi mnie sztyletami. Czułam się zdenerwowana i winna zarazem.
- To nie może poczekać? - spytał z grymasem Max.
- Nie, to pilne. - odpowiedział sucho.
- Ok. - Max, westchnął, po czym skierował się do mnie - Pójdę do klasy...
- W porządku. - uśmiechnęłam się lekko.
  Gdy Max znikał za drzwiami szkoły, serce waliło mi z przejęcia. 'O czym on chce ze mną gadać?!' - zastanawiałam się w napięciu. Po chwili Kim kopnął ze złością jakąś bryłkę lodu, leżącą na chodniku i odetchnął głęboko:
- Czyli... Już wybrałaś? - spojrzał na mnie, a na jego twarzy malowała się złość, smutek i żal.
- O co Ci chodzi? - spytałam lekko zaskoczona.
- Miałaś zdecydować czego chcesz... - przypomniał mi - ...ale skoro tak ostentacyjnie się zachowujesz, a do tej pory tego nie robiłaś, to chyba po prostu chcesz bym zobaczył, że wybrałaś jego?
- To nie tak. - zaprzeczyłam - On jest moim chłopakiem, nie mogę...
- Nie tłumacz się. - przerwał mi, nie dając nawet dokończyć zdania. - Zostałem z Jessicą, tylko dlatego, że mnie o to prosiłaś, ale mimo tego nie daję jej się do siebie za nadto zbliżyć, myślałem, że ty robisz to samo, do czasu, gdy nie podejmiesz decyzji, w końcu w szkole już nawet nie dajesz mu się pocałować w policzek, ani złapać za rękę, ale widzę, że poza szkołą jest co innego, nie... - wtedy ja nie wytrzymałam i mu przerwałam:
- Nie podjęłam jeszcze decyzji! - uniosłam głos, by to do niego dotarło.
- Czyli jest tak jak myślałem. - skwitował, po czym dorzucił - Pamiętaj, że sama tego chciałaś... - ruszył w stronę wejścia do szkoły.
  Byłam w szoku 'O co mu chodziło?!' - pytałam się w duchu.
- Czego sama chciałam?! - krzyknęłam za nim, ale się nie odwrócił.
  Ruszyłam wściekła w kierunku szkoły lecz po chwili pomyślałam z żalem 'Uważa mnie teraz za dwulicową...' i zrobiło mi się przykro. Jednocześnie zastanawiałam się 'O co mu chodziło z tym, że sama tego chciałam?', lecz nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie.

                  Spóźniłam się na lekcję 15 minut, Kim ani razu w ciągu tej lekcji na mnie nie spojrzał, było po nim widać jaki jest zły. Na przerwie Max odwracając się do mnie, spytał:
- Pokłóciliście się?
- Eee... Dlaczego pytasz?
- Bo masz jakąś dziwną minę...
- Nie... - westchnęłam ciężko - no... może trochę...
- Nie martw się, na pewno się pogodzicie. - uśmiechnął się czule, po czym pogłaskał mój policzek.
  Czułam się dziwnie słysząc od niego te słowa. Po chwili zauważyłam, że do klasy wpadła Jessica. Kim stał przy parapecie z kolegami, a ona podeszła do niego i wtuliła się w niego nie zwracając uwagi na to, że mają towarzystwo. Kim spojrzał na mnie, po czym nachylił się do niej i pocałował ją lekko w usta, cały czas zerkając na mnie. Poczułam jak gniew zalewa moje ciało. 'Więc o to mu chodziło?! Sama tego chciałam, by z nią był, tak?!' - zacisnęłam ręce w pięści, po czym przypomniałam sobie jak wyrzucił mi to, że całowałam się z Maxem. 'Czyżby zemsta?' - pomyślałam z goryczą. Starałam się na nich nie patrzyć, lecz wzrok sam, uciekał mi w ich kierunku. Krótkie przerwy jeszcze jakoś udawało mi się przetrwać, ale gdy na długiej przerwie znowu usiadła mu na kolanach, szepcząc mu coś do ucha, myślałam, że mnie krew zaleje. Jeszcze nigdy nie czułam się taka wściekła, nawet patrząc na Maxa z Yuri na początku roku. Miałam ochotę podejść do nich i ściągnąć tę pijawkę z jego kolan. Nagle coś we mnie krzyknęło 'Co ona robi?! Przecież on jest mój!' - sama, byłam zaskoczona tym co czułam i myślałam.

                    Po lekcjach, gdy wychodziłam z Maxem z klasy, zatrzymał nas Kim:
- Max! Wiesz, miałbym do Ciebie małą prośbę...
- Jaką? - spytał zaskoczony.
- Wiesz... Chciałbym pogadać z Amber, więc może mógłbym dziś ja ją odprowadzić do domu?
 Otworzyłam szeroko buzię ze zdziwienia 'Czego on chce?!' - myślałam ze złością - 'Na przerwach odstawiał takie szopki z Jessicą, a teraz chce gadać? Chyba śni...'. Max spojrzał na mnie jakby z pytaniem w oczach, nie byłam w stanie nic odpowiedzieć, ścisnęłam tylko mocniej jego rękę, mając nadzieję, że zrozumie, że przez to mam na myśli, że ma mu odmówić, ale on z wyrozumiałym uśmiechem, odpowiedział :
- Pewnie. Słyszałem, że rano mieliście jakieś spięcie, Amber była przez to cały dzień pochmurna, więc chyba dobrze będzie jak się pogadacie.
  Spojrzałam z niedowierzaniem na Maxa 'Jak on mógł?!' - wykrzyknęłam w duchu.
- Tylko pozwól, że najpierw się pożegnam. - uśmiechnął się do niego, po czym odciągnął mnie kawałek dalej i pocałował delikatnie w usta.
- Do jutra... Pogódźcie się. - powiedział z uśmiechem, po czym ruszył w stronę drzwi.
  Nie wiedziałam co mam zrobić, nie chciałam zostawać sama z Kimem, ani z nim rozmawiać, za bardzo byłam na niego zła, odczekałam więc, aż tylko Max zniknie z pola widzenia i ruszyłam bez słowa w stronę wyjścia, nawet nie oglądając się na Kima.
- Amber! Zaczekaj! - usłyszałam jak Kim idzie za mną, by mnie dogonić, więc przyśpieszyłam kroku.
  Słyszałam, że jego kroki za mną stają się coraz szybsze, więc bezmyślnie zaczęłam biec. Wybiegłam przed szkołę, nikogo już tam nie było, wszyscy porozchodzili się do domów. Kim dogonił mnie, objął mnie w pasie jedną ręką i przyciągnął do siebie. Stałam tak plecami do niego, z walącym sercem, łapiąc oddech po ucieczce, czując jednocześnie jego równie szybko walące serce. Zastanawiałam się, czy nasze serca walą tak po tej pogoni czy z innego powodu...
- Puść mnie. - zażądałam.
- Nie do puki, nie porozmawiamy. - odparł spokojnie.
- Nie mamy o czym gadać! - ciągnęłam z wyrzutem - Już chyba dość nagadaliśmy się rano! A jak Ci mało to idź do Jessicy! - wyrwałam mu się i zaczęłam iść szybko przed siebie.
  Złapał mnie za ramię i przekręcił ku sobie.
- Puść mnie!
- Nie!
  Chciałam znów odejść, ale ani się obejrzałam, a złapał mnie w tali i przerzucił sobie przez ramię. Zaczęłam piszczeć fikając nogami i bijąc go pięściami w plecy, grożąc mu przy okazji :
- Jeśli zaraz mnie nie postawisz to jesteś martwy!
  Zaśmiał się głośno, po czym odpowiedział:
- Zaryzykuję śmierć z tak pięknej ręki.
- Idiota! - rzuciłam pierwsze co przyszło mi na myśl.
  Po chwili zorientowałam się, że skręcamy na parking, było już szarawo, lecz dzięki lampom upewniłam się, że doszliśmy do motoru Kima. Postawił mnie na ziemi z uśmiechem triumfu, po czym schylił się po kask i założył mi go na głowę.
- Co Ty robisz?! Chciałeś gadać, a teraz na przejażdżki Ci się zebrało? - spytałam oszołomiona.
  Pogadamy jak będziemy na miejscu.
- "Na miejscu"? Niby gdzie?
  Uśmiechnął się tylko, pozostawiając moje pytanie bez odpowiedzi, po czym założył swój kask i wsiadł na motor. Spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.
- Czy ja powiedziałam, że gdzieś z Tobą pojadę? - spytałam, wzruszając ramionami.
- Wsiadaj albo sam zsiądę i Cię posadzę.
- Dobra już, dobra... Wsiadam. - odparłam zrezygnowana, po czym usadowiłam się za nim.
  Wyciągnął ręce do tyłu, łapiąc mnie za nadgarstki. Po czym położył moje ręce sobie na brzuchu.
- Trzymaj się mocno.
  Tak jak kazał tak go złapałam, zacisnęłam wokół niego ręce tak mocno jak tylko mogłam, by go trochę zdenerwować, jednak on odparł ze śmiechem:
- Wiem, że jestem taki słodki, że chciałabyś mnie udusić, ale poczekaj z tym, aż dotrzemy na miejsce.
- Taa... Lalusiu. - starałam się być poważna, ale mimowolnie się uśmiechnęłam.
  Poluzowałam lekko uścisk, a wtedy ruszyliśmy. Wjechaliśmy w jakąś uliczkę za szkołą i spostrzegłam się, że jedziemy do parku nad jeziorem 'O nie...' - westchnęłam. Kim zatrzymał się przy samym jeziorze, po czym zsiadł z motoru, złapał mnie rękoma w tali i zsadził z motoru. Stałam bez słowa, czekając aż on coś powie, lecz milczał, zdjął mi kask z głowy, później sobie i uśmiechnął się wyczekująco, więc postanowiłam spytać:
- Czemu akurat tu? - rozejrzałam się.
- Pamiętam, że kiedyś chciałaś zobaczyć jezioro, ale ci przeszkodziłem, więc chciałem Ci to jakoś wynagrodzić. - wyszczerzył ząbki.
  Wywróciłam oczami, po czym odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość, by móc trzeźwo myśleć, nadal byłam zła za to wszystko co się dziś wydarzyło:
- O czym chciałeś gadać? - spytałam ze złością.
- Możesz mi wytłumaczyć dlaczego się złościsz?
- Nie udawaj, że nie wiesz!
  Pokręcił przecząco głową.
- Trzymaj mnie, bo zaraz wybuchnę! - złapałam się za głowę.
- Chodzi o Jessicę? - uśmiechnął się niepewnie.
- Jakiś ty domyślny... - odpowiedziałam poirytowana.
  Zaczął się głośno śmiać:
- Z czego się śmiejesz?!
- Z tego, że jednak zadziałało... - śmiał się dalej, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Żałujesz, że kazałaś mi z nią zostać. Jesteś zazdrosna, że to ona jest ze mną. - podszedł do mnie bliżej.
- Wcale nie... Ja... Tylko... Wkurza mnie to, że pozwalasz jej się tak do siebie kleić, a ponoć kochasz mnie! - wyrzuciłam z siebie to co leżało mi na sercu.
- Miałem nadzieję, że w końcu zrozumiesz, co ja czuję, gdy widzę Cię z Maxem... - nachylił się do mnie, patrząc mi w oczy, dodał - Więc... Teraz już wiesz? Wiesz co czujesz?
  Wiedziałam już i byłam pewna tego w 100%, lecz nie wiedziałam czy powinnam mu to powiedzieć, wtedy zbliżył się do mnie jeszcze bliżej, musnął delikatnie wargami moje usta, moje gardło ścisnęło pragnienie, jak zwykle przy nim, serce waliło mi z nadzieją, że mnie pocałuje, jednak on odsunął się ode mnie, jakby dalej czekając na odpowiedź. Wtedy doszłam do wniosku, że tym razem ja muszę coś zrobić, złapałam go więc za kurtkę, przyciągnęłam do siebie, oplotłam rękoma jego szyję i zatopiłam się w jego ustach. Początkowo całowaliśmy się delikatnie, muskając wzajemnie swe usta, jednak po chwili przejechałam delikatnie językiem po jego dolnej wardze, a on wsunął swój język w moje rozchylone usta, całowaliśmy się namiętnie, próbując w ten sposób zaspokoić nawzajem pragnienie, które nas dusiło. Wplotłam palce w jego włosy, a on trzymał mnie mocno w tali, jakby bojąc się, że mu ucieknę. Gdy zaczęło brakować mi oddechu, odsunęłam się od niego lekko, oparł czoło o moje czoło, wpatrując mi się w oczy. Wtedy poczułam, że muszę mu to powiedzieć, że dłużej nie wytrzymam:
- Kocham Cię... - powiedziałam cicho.
- Ja też Cię kocham... - uśmiechnął się czule, po czym znów delikatnie mnie pocałował.
  Chwilę później złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w stronę motoru. Złapał mnie w tali, sadzając na siedzeniu, po czym usiadł zadowolony na przeciwko mnie. Patrzył na mnie z uśmiechem, a ja czułam, że się czerwienię. Onieśmielało mnie to jak na mnie patrzył, lecz mimo to, nie potrafiłam spuścić wzroku. Po chwili przypomniało mi się, że w końcu musimy coś ustalić w związku z Maxem i Jessicą, nie chciałam odwlekać tej rozmowy, więc zaczęłam od razu:
- Co zrobimy?
- Z czym?
- Z naszymi związkami... - westchnęłam.
- Raczej z Twoim... - dotknął delikatnie palcem mojego nosa.
- A co z Tobą i Jessicą?
- Dziś z nią zerwałem...
- Kiedy?! - spytałam zszokowana.
- Na ostatniej przerwie nie przyszła do nas do klasy, tylko ja wyszedłem, nie zauważyłaś?
- Aaa... No tak... - puknęłam się lekko w głowę - więc wtedy byłeś z nią zerwać? - upewniłam się.
- Tak. - odpowiedział z uśmiechem.
- Jeśli chodzi o Maxa, to... - spojrzałam w niebo, na którym skrzyły się gwiazdy, po czym westchnęłam ciężko.
- To...? - spytał wyczekująco, po czym dodał -Wiem, że jest Ci ciężko, ale chyba zgodzisz się ze mną, że tak nie może być...
- Oczywiście. - spojrzałam na niego - Jutro z nim porozmawiam... Tylko zastanawiam się jak to zrobić, by go nie zranić... - westchnęłam.
  Pogładził mnie delikatnie po policzku :
- A co z Jessicą? Jak to przyjęła?
- Eee... Dobrze... - powiedział spuszczając wzrok.
- Taa! Kłamiesz! - położyłam mu ręce na policzkach, unosząc jego twarz, by spojrzeć mu w oczy - Powiedź prawdę...
  Westchnął:
- Powiedziała, że nie pozwoli mi tak po prostu odejść, że nie podda się tak łatwo i takie tam, ale nie przejmuj się tym. - uśmiechnął się lekko. - Najlepiej nie gadajmy teraz o tym... - powtórnie pogłaskał mnie policzku, po czym nachylił się do mnie i zaczął lekko muskać moje usta swymi wargami.
  Natychmiast zapomniałam o wszystkich zmartwieniach i zamknęłam oczy ciesząc się nim.
- Dlaczego ty zawsze musisz mnie tak torturować? - spytałam, próbując być poważna.
- Torturować? Niby jak? - zdziwił się lekko.
- Nie całujesz mnie od razu tylko robisz takie rzeczy, że w głowie mi się wywraca... - uśmiechnęłam się do niego szeroko.
  Zaśmiał się, po czym znów nachylił się do mnie tak jakby miał mnie pocałować, rozchyliłam wargi w oczekiwaniu na pocałunek, ale mnie nie pocałował, tylko zaczął mi szeptać do rozchylonych warg :
- Przecież ja nic takiego nie robię... A jeśli już to nie specjalnie...
  Pieścił swym oddechem me wargi, a ja odchodziłam od zmysłów, nie byłam w stanie już nic powiedzieć. Po chwili znów zaczął muskać delikatnie moje usta, aż w końcu przejechał delikatnie językiem po moich czekających na pocałunek wargach. W głowie mi się mieszało, przez moje ciało przeszedł nagły dreszcz, położyłam mu ręce na policzkach :
- Pocałuj mnie wreszcie! - zażądałam, po czym sama zaczęłam go całować.


                 Gdy odwiózł mnie pod dom, zsiadł z motoru po czym pomógł mi zejść. Zdjęliśmy kaski.
- Tak w ogóle to kiedy naprawiłeś motor? - spytałam zaciekawiona.
- Zdradzić Ci pewną tajemnicę?
  Kiwnęłam głową w odpowiedzi, nachylił się do mojego ucha:
- Rumak Twojego księcia nigdy nie był zepsuty - wyszeptał, po czym wyprostował się z uśmiechem cwaniaczka.
- Przecież nim nie jeździłeś...
- Chciałem spędzić z Tobą trochę czasu odprowadzając Cię. - wyszczerzył ząbki.
  Zaśmiałam się, kręcąc z niedowierzaniem głową:
- Głupek! - wytknęłam mu język, po czym ruszyłam w stronę domu.
- Ejj! Nawet się nie pożegnasz?! - spytał zdziwiony.
  Odwróciłam się do niego, idąc tyłem w stronę domu:
- Cześć psychopato! - zaśmiałam się.
- Psychopato? Co to niby ma znaczyć? - zaśmiał się.
- Śledzisz mnie, ukrywasz się w dziwnych miejscach, więc jak Cię nazwać jak nie psychopatą? - wytknęłam mu język, a po chwili parsknęłam śmiechem.
- Ja Ci dam! - zaśmiał się, po czym ruszył w moim kierunku.
  Zaczęłam uciekać przed nim, piszcząc. Ganialiśmy się po ogródku jak małe dzieci, aż w końcu udało mu się chwycić moją rękę i przyciągnąć do siebie. Objął mnie mocno, bym mu nie uciekła :
- I co? Skoro jestem psycholem to teraz powinienem zakopać Cię gdzieś? - poruszył zabawnie brwiami. - tylko gdzie? - rozejrzał się ze śmiechem.
- Może być pod tamtym drzewkiem. - wskazałam ze śmiechem głową drzewo przy ulicy.
- Wiesz... Po namyśle, jednak Ci odpuszczę... - uśmiechnął się miłosiernie.
- Doszedłeś do wniosku, że beze mnie nie miałabyś po co żyć? - wyszczerzyłam ząbki.
- Nie... Po prostu, żeby Cię gdzieś zakopać musiałbym się sporo namęczyć, najpierw dostać się do ziemi, a trochę by zajęło odwalanie tego śniegu, a później jeszcze namęczyłbym się próbując wykopać dziurę w tej zmarzniętej ziemi. - odpowiedział próbując powstrzymać śmiech.
- Wiesz, że jestem w dobrej pozycji, by Cię teraz kopnąć tam gdzie najbardziej zaboli? - zamrugałam z przekornym uśmiechem.
- Ojj, tylko żartowałem. - uśmiechnął się słodko.
- Ok, puść mnie, muszę już iść.
- Najpierw się pożegnaj.
  Rozejrzałam się do koła.
- Nie mogę, ktoś może zobaczyć, na przykład moja mama...
- Nie puszczę Cię bez pożegnania - stwierdził.
  Rozejrzałam się do koła, nikogo nie było widać, więc stanęłam na palcach i pocałowałam go lekko w usta.
- Tak lepiej. - stwierdził z uśmiechem.
  Podszedł do motoru, włożył kask, pomachał mi i odjechał. Stałam tak na chodniku, patrząc aż zniknie z pola widzenia, wtedy przekręciłam się w stronę domu i zobaczyłam, że na schodach stoi mama. 'Widziała coś?!' - pomyślałam z przerażeniem.
- Chodź do domu... Musimy porozmawiać. - powiedziała twardo.

8 komentarzy:

  1. Już nie mogę się doczekać następnej części... XD
    Zaciekawiłaś mnie po raz kolejny :D
    I czcionka może zostać taka jak jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. podoba ni się :D czekam na następny :P

    OdpowiedzUsuń
  3. cos czuję, że to "porozmawiam z Maxem" wcale tak łatwo nie pójdzie:P Też czekam na następną część:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczy się ;p
      Następna część będzie najszybciej w ten poniedziałek, a jeśli nie to w przyszły piątek dopiero ;C

      Usuń
  4. Ja pierdole! Taka jest moja reakcja. masz ogromny talent i wiedziałam,że będzie to cudowne. Chyba będzie wygarnięcie przez matkę. Jej.
    Cholera jasna! masz talent! Nie kończ tego opowiadania tak szybko. Nie zrób mi, nam tego.
    Mam nadzieję,że wena Cię nie opuszcza. Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za te wszystkie pochlebstwa xD
      Dziś wrzucę 7-mą część, mam nadzieję, że i ona Cię nie zawiedzie ;]

      Usuń

Wasze komentarze są dla mnie naprawdę cenne, więc jeśli czytujesz moje posty, proszę o zostawienie po sobie śladu w komentarzu. ;]

Jeśli znajdziesz jakieś błędy lub literówki, będę wdzięczna za wytknięcie mi ich bym mogła je poprawić ;]

Ps. Jeśli masz zamiar mnie skrytykować, proszę o dodanie komentarza ze swojego konta na bloggerze, ponieważ 'anonimową' krytykę uważam za zwykłe, tchórzliwe hejtowanie.

Szablon autorstwa StrayHeart z unfaithful-heaven