Nie dostałam żadnych zastrzeżeń co do tego, że 4-ta część była za długa, więc 5-tą pozwoliłam sobie także zrobić długą ;p Co prawda miałam 'zastój pisarski' ( pozwólcie, że tak to nazwę ;p ) i kompletnie straciłam wenę, ale i tak jakoś napisałam 5-tą część, byście nie musieli za długo czekać. Przepraszam, jeśli ta część nie będzie tak ciekawa jak oczekiwaliście, ale naprawdę, coś straciłam wenę... ;c
Na szczęście przy pisaniu 6-tej części ją odzyskałam xD
Miłego czytania xD
'Wymarzony pocałunek'
Część 5-ta
Byłam tak oszołomiona tym co się działo, że nie wiedziałam co mam zrobić, gdy dotknął swymi wargami moich ust, w pierwszej chwili myślałam, by go odepchnąć, ale coś mnie powstrzymało, nie zrobiłam tego. Bezwiednie położyłam rękę na jego ramieniu i poddałam mu się, zamknęłam oczy, pozwalając mu się pocałować. Nim się zorientowałam, odwzajemniałam już jego pocałunek. Całował mnie delikatnie, z wyczuciem, jego usta były, tak jak myślałam, miękkie i ciepłe, mimo tego, że był przemoknięty do suchej nitki, nie byłam w stanie racjonalnie myśleć, moje serce waliło jak oszalałe. Nagle, przed oczami stanął mi Max i Tiffany, poczułam się winna, zła i poirytowana, natychmiast odepchnęłam go od siebie. Stałam tak przez chwilę, oddychając głęboko, nie miałam odwagi na niego spojrzeć, gdy doszłam do siebie wybuchłam:
- Co to miało być?! Chciałeś w ten sposób sprawić, bym miała swój pierwszy pocałunek za sobą, żebym nie bała się spróbować z Maxem?! - spojrzałam na niego z wyrzutem.
Stał patrząc na mnie smutnym i przepraszającym wzrokiem zarazem, po czym spuścił wzrok i nie odpowiedział. Czułam jak narasta we mnie irytacja.
- No! Czekam! Dlaczego nie odpowiadasz?! - krzyczałam.
Stał bez słowa, ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- Zapomnij... - machnęłam ręką i wybiegłam na deszcz.
Biegłam w stronę muru szkoły, by jak najszybciej uciec z tego miejsca, gdy nagle usłyszałam:
- Zaczekaj!
Zatrzymałam się instynktownie. Zimny deszcz obmywał mi twarz. Słyszałam jak podbiega do mnie, jednak nie odwróciłam się, czekałam aż sam się odezwie.
- To nie tak... - powiedział cicho, ale dość głośno, by deszcz go nie zagłuszał - Ja... Nie chciałem, żebyś swój pierwszy pocałunek przeżyła z Maxem... - mówił zdławionym głosem.
- Co? - odwróciłam się do niego zaskoczona.
Stał tylko 3 kroki ode mnie:
- Ja... Zakochałem się w Tobie... - wyznał, patrząc mi w oczy.
Zatkało mnie, nie wiedziałam co mam zrobić, co odpowiedzieć. Jednak nie musiałam, bo on kontynuował :
- Już kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłem... Kiedy weszłaś mi pod koła... Zaintrygowałaś mnie... Dokuczałem Ci i nabijałem się z Ciebie, bo nie chciałem dać po sobie poznać, że patrzę na Ciebie, w inny, wyjątkowy sposób... Jednocześnie bawiły mnie Twoje miny i to jak starasz mi się odgryźć. - uśmiechnął się lekko, po czym kontynuował - Kiedy spytałaś czy zostaniemy przyjaciółmi, z jednej strony cieszyłem się na myśl o tym, że będę mógł spędzać z Tobą więcej czasu, z drugiej jednak strasznie mnie bolało to, że musiałem słuchać jak opowiadasz o Maxie, jak się o niego martwisz, tęsknisz za nim, zachwycasz nim... Wiedziałem, że tak będzie dlatego nie chciałem się godzić na tę przyjaźń, bolało mnie już samo to jak na niego patrzysz... Kiedy opowiadałaś mi o nim, wiedziałem, że nie mam szans, by wymazać go z Twojego serca, wiedziałem, że nie ma szans na to byś odwzajemniła moje uczucia... To zabawne... - zaśmiał się gorzko - Nigdy nie zwracałem szczególnej uwagi na dziewczyny, choć one na mnie tak, nie miałem ochoty na związki, dopiero Ty, pojawiłaś się tak niespodziewanie, tak nieoczekiwanie i zawróciłaś mi w głowie... - przegarnął włosy - To z Twojego powodu związałem się z Jessicą...
- Z mojego? - przerwałam mu zdziwiona
- Kiedy zdałem sobie sprawę, że nigdy nic do mnie nie poczujesz, chciałem coś zrobić, by o Tobie zapomnieć, by wymazać Cię jakoś z mojej głowy, z mojego serca, z mojej duszy... Ale ty nadal tam tkwisz i nie daję sobie już z tym rady... - westchnął - Kiedy dowiedziałem się, że chcesz mnie zeswatać z Tiffany, czułem do Ciebie wielki żal, nie dość, że musiałem słuchać i patrzyć na Ciebie z innym, to ty jeszcze chciałaś mnie zeswatać z inną - uśmiechnął się gorzko.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, było mi go szkoda, nie zdawałam sobie sprawy, że tak cierpi... W końcu przypomniałam sobie to, że skradł mój pierwszy pocałunek, ten który postanowiłam oddać Maxowi, ten który miał być moim wymarzonym i powtórnie zalała mnie fala gniewu:
- Skoro wiedziałeś, że Cię nie pokocham to dlaczego mnie pocałowałeś?! Dlaczego skradłeś mi pocałunek, który miałam dać Maxowi?! - spytałam z wyrzutem, podniesionym głosem.
- Kiedy powiedziałaś o tym, że jeszcze nigdy się nie całowałaś... że jeszcze nie masz za sobą, swojego pierwszego pocałunku... i że chcesz go przeżyć z Maxem, w wyjątkowy sposób, nie wytrzymałem... - spuścił wzrok, po chwili znów podnosząc go na mnie - Próbowałem jakoś przełknąć to co powiedziałaś, ale nie wytrzymałem... Nie mogłem pozwolić, by Twój pierwszy pocałunek skradł ktoś inny... - podszedł do mnie blisko, uniósł lekko moją głowę, spojrzał mi głęboko w oczy, po czym powtórnie zaczął mnie całować.
Znów nie miałam siły go odepchnąć, poddałam się jego ustom po raz kolejny, całowaliśmy się delikatnie, ale tym razem czułam z jaką czułością mnie całuje, nogi się pode mną ugięły, ponownie objął mnie jedną ręką w pasie i podtrzymał, zimny deszcz padał na nas, a mi mimo to nie było zimno, zalewała mnie fala gorąca, krew pulsowała w moich żyłach, moje serce waliło niczym młot. Kiedy odsunął się lekko ode mnie, spojrzałam mu w oczy, moje sumienie krzyknęło 'Tak nie można!', odepchnęłam go po raz kolejny, doszłam do siebie, po czym powtórzyłam to co powiedziało mi moje sumienie:
- Tak nie można! Wszyscy tylko na tym ucierpią, Max, Tiffany, Jessica, Ty, nawet ja... Koniec z naszą przyjaźnią... Zapomnij o tym co do mnie czujesz i w ogóle o tym, że się znamy... Ja kocham Maxa, ty jesteś z Jessicą, niech tak zostanie. Nie niszcz tego, bo tylko wszyscy będą cierpieć, a ty... - odetchnęłam głęboko - ... najbardziej... - odwróciłam się i odeszłam.
Nie odwróciłam się za siebie ani razu, nie chciałam widzieć jego reakcji, przed oczami miałam twarz Maxa, Tiffany, a nawet Jessicy, czułam się winna, jak jeszcze nigdy dotąd. 'Dlaczego odwzajemniłam? Dlaczego go nie odepchnęłam?!' - karciłam się w duchu. 'Teraz będzie cierpiał jeszcze bardziej.' - pomyślałam z goryczą. Po chwili zaczęłam biec, by jak najszybciej uciec z tego miejsca i zapomnieć o wszystkim. Chciałam zgubić gdzieś po drodze dręczące mnie myśli i wyrzuty sumienia, które zżerały mnie od środka. Zimny deszcz obmywający moje ciało nie przeszkadzał mi, wręcz przeciwnie... Przynosił lekką ulgę. Biegłam nie myśląc o niczym, a i tak czułam się fatalnie, zatrzymałam się dopiero, gdy zabrakło mi tchu. Rozejrzałam się do koła, znajdowałam się w zupełnie obcym sobie miejscu, biegłam przed siebie, nie patrząc dokąd, ale nie przeszkadzało mi, że nie wiem gdzie jestem, stałam na środku chodnika z uniesioną ku niebu głową, musiałam wyglądać jak wariatka, ale nie obchodziło mnie co pomyślą inni. Nie wiedziałam co ze sobą począć, gdzie się podziać, zaczęłam iść przed siebie, byle tylko się przemieszczać.
Gdy wieczorem przekroczyłam próg domu, mama spojrzała na mnie przerażona:
- Dziecko! - wykrzyknęła, łapiąc się za usta - Jesteś cała przemoczona... Co Ci jest? - spytała szczerze zmartwiona.
Spojrzałam na nią obłędnym wzrokiem, po czym przeszłam obok niej bez słowa, kierując się ku schodom, by jak najszybciej dostać się do swojego pokoju i zostać sama. Gdy byłam już w połowie schodów na górę, odwróciłam się ku niej i powiedziałam cicho:
- Chcę zostać teraz sama...
Gdy byłam już w swoim pokoju, natychmiast zamknęłam drzwi na klucz, w razie jakby mama chciała dotrzymać mi towarzystwa. Rozejrzałam się po pokoju niewidzącym wzrokiem, a moje oczy zaczęły napełniać się łzami. Upadłam na kolana i zaczęłam płakać, nie przejmując się, że mama może mnie usłyszeć. Nie chciałam płakać, ale nie potrafiłam powstrzymać łez, które same cisnęły mi się do oczu. Serce bolało mnie, gdy pomyślałam o Maxie 'Zdradziłam go... Co mi odbiło?! Przecież ja go kocham...' - myślałam z rozdzierającym serce bólem. 'Tiffany też zdradziłam... Chciałam być dobrą przyjaciółką, a stałam się najgorszą jaka istnieje' - łzy bez ustanku cisnęły mi się do oczu. 'Kim też teraz przeze mnie cierpi' - zadręczałam się. Cierpiałam, a jednocześnie byłam wściekła na Kima i na siebie... Na Kima za to, że mnie pocałował i powiedział mi to wszystko, choć wiedział, że kocham Maxa, a tym jedynie zepsuje naszą przyjaźń, na siebie natomiast byłam zła za to, że odwzajemniłam jego pocałunki. 'To dlatego, że całowałam się po raz pierwszy i to mnie tak oszołomiło, że nie mogłam się powstrzymać.' - stwierdziłam uspokajając się trochę. 'Nigdy mu tego nie wybaczę' - myślałam ze złością, zaciskając ręce w pięści. 'To wszystko jego wina! Nie chcę go znać!' - wściekłość i żal, które czułam do Kima sprawiły, że łzy całkiem przestały mi płynąć. Poszłam wziąć prysznic, by zmyć z siebie wspomnienia dzisiejszego dnia, wyznanie, pocałunek, łzy. Teraz dławił mnie od środka już tylko gniew.
Po gorącym prysznicu, usłyszałam delikatne pukanie do drzwi i stroskany głos mamy:
- Kochanie, otwórz... Przyniosłam Ci herbatę.
Otworzyłam i bez słowa usiadłam na łóżku. Mama postawiła herbatę na szafce nocnej i usiadła obok mnie. Wyjęła mi z ręki szczotkę do włosów:
- Pozwól, że ja to zrobię - uśmiechnęła się czule.
Odwróciłam się do niej plecami, a ona zaczęła rozczesywać mi włosy, przez dłuższy czas, obie milczałyśmy, aż w końcu się odezwała:
- Stało się coś złego? - spytała zatroskana.
- Nie. - skłamałam cicho.
- Kochanie... Przecież widzę jak się zachowujesz i to w jakim stanie emocjonalnym jesteś...
Nie odpowiedziałam, nie chciałam jej o niczym mówić, nie chciałam, by wiedziała, że jej córka jest potworem który potrafi tylko ranić.
- Dobrze... - westchnęła - nie chcesz to nie mów, ale pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść, z każdym zmartwieniem, a ja postaram się Ci pomóc jak tylko mogę... - pocałowała mnie w czoło.
- Może coś zjesz? - spytała.
- Nie, dziękuję... Nie jestem głodna - odparłam ze sztucznym uśmiechem.
- Więc wypij choć herbatę, póki ciepła.
- Dobrze. - przytaknęłam.
Gdy tylko wyszła odetchnęłam z ulgą. Zaczęłam pić herbatę, ale nawet ona z trudem przechodziła mi przez gardło.
Następnego dnia czułam się fatalnie... I psychicznie, i fizycznie. Bolała mnie głowa i w ogóle, całe ciało... Nie miałam nawet sił, by wstać z łóżka. Gdy próbowałam podnieść się z łóżka, usłyszałam puknie do drzwi:
- Proszę - odpowiedziałam chrypiącym głosem, prawie niedosłyszalnym.
Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła mama. Natychmiast do mnie podbiegła po czym przyłożyła mi dłoń do czoła:
- Boże, dziecko! Jesteś cała rozpalona! - wykrzyknęła przerażona - To przez to, że wczoraj cała przemokłaś - skwitowała.
'Gdybyś tylko wiedziała...' - pomyślałam gorzko. Prawdą było, że deszcz przyczynił się do mojego stanu zdrowia, ale głównym powodem były dręczące mnie wyrzuty sumienia i niekończące się myśli.
Leżałam w łóżku chora przez 3 kolejne dni, mama biegała wokół mnie troszcząc się o mnie i usługując mi. Był czwartek, gdy mama powiedziała mi, że był u nas jakiś blondyn, który o mnie pytał. Wiedziałam, że to Max, moje serce zaczęło bić szybciej, nie mogąc powstrzymać ciekawości zapytałam:
- Co mówił?
- Powiedział, że martwi się o Ciebie, bo nie chodzisz do szkoły i czy wszystko z Tobą w porządku, pytał się też, czy może się z Tobą zobaczyć, ale odmówiłam... - mama patrzyła na mnie, chcąc wybadać moją reakcję - ...Powiedziałam, że jesteś chora i nikogo nie przyjmujesz, mam nadzieję, że się nie gniewasz? - patrzyła na mnie z nadzieją.
- Oczywiście, że nie. Dobrze zrobiłaś - uśmiechnęłam się lekko.
- Dałam mu nasz numer, ma zadzwonić dziś wieczorem. - uśmiechnęła się ciepło.
Serce zabiło mi szybciej, 'tak dawno nie słyszałam jego głosu' - westchnęłam - 'tak za nim tęsknię...'.
Do wieczora zadręczałam się myślą, że nie zasługuję na Maxa, na to by się o mnie martwił i troszczył o mnie. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć jak już zadzwoni, właśnie się nad tym zastanawiałam, gdy mama przyniosła mi słuchawkę.
- Tak? - odchrząknęłam.
- Hej, Ambi. To ja, Max. - usłyszałam, jego przejęty i zmartwiony głos - Jak się czujesz? Twoja mama mówiła, że jesteś chora...
Cieszyłam się, że słyszę jego głos, moje serce biło szybciej. Cieszyłam się nawet, że się o mnie martwi, choć zdawałam sobie sprawę, że na to nie zasługuję. Nie chciałam kłamać, więc odpowiedziałam szczerze:
- Czuję się fatalnie, wszystko mnie boli i na nic nie mam siły.
- Mam nadzieję, że szybko dojdziesz do siebie. - wydawało mi się, że jest trochę smutny, po chwili dodał ściszonym głosem - Tęsknię za Tobą...
- Ja za Tobą też. - łzy napłynęły mi do oczu, ale nie dałam im się zdominować.
- Może mógłbym Cię odwiedzić? - w jego głosie dostrzegłam nadzieję.
Ciężko było mi odmówić, ale musiałam, nie byłam jeszcze gotowa, by spojrzeć mu w oczy.
- Przepraszam, ale nie... - powiedziałam cicho - Nie chcę Cię zarazić - wyjaśniłam szybko.
- Rozumiem - było słychać, że jest zawiedziony - Więc spotkamy się dopiero w poniedziałek? - spytał.
- Tak. - potwierdziłam - Co tam słychać w klasie? - spytałam, by wybadać, czy Kim nic mu nie powiedział, wiedziałam, wręcz byłam pewna, że o pocałunku i swoim wyznaniu, by mu nie powiedział, ale o wagarach mógł...
- Nic ciekawego. - odparł, po czym dorzucił - Kim chyba też jest chory, nie chodzi do szkoły od początku tygodnia, tak samo jak Ty, już myślałem, że wagarujecie razem - zaśmiał się.
Odpowiedziałam udawanym śmiechem, z nadzieją, że się nie zorientuje. Tak naprawdę coś ukuło mnie w serce, gdy to powiedział. Po chwili zamilkliśmy.
- To ja kończę... - usłyszałam po dłuższej chwili milczenia - Do poniedziałku. Buziaki.
- Tak, do poniedziałku. - uśmiechnęłam się smutno, po czym się rozłączyłam.
'Więc Kim też nie chodzi do szkoły? Jest chory? Czy to może z mojego powodu? Nie chce mnie oglądać po tym jak go potraktowałam?' - posmutniałam, lecz po chwili skarciłam się w duchu za zadręczanie jego osobą. 'To on jest wszystkiemu winien, to on mnie pocałował, to że czuję się tak fatalnie to jego wina. Nie będę się przez niego zadręczać. Sam jest sobie winien.' - zacisnęłam ręce w pięści ze złości.
Przez cały ten czas, który spędziłam w łóżku, starałam się wymazać z pamięci cały poniedziałek, a zwłaszcza pocałunki Kima. 'To, że Kim skradł mój pierwszy pocałunek, wcale nie oznacza, że pocałunek z Maxem nie może dojść do skutku... To nic nie zmienia pomiędzy Maxem, a mną... Nadal mogę przeżyć z nim, jeśli nie pierwszy to przynajmniej wymarzony pocałunek.' - postanowiłam.
W poniedziałek odważnie ruszyłam do szkoły, nie myślałam już o tym co się wydarzyło zeszłego poniedziałku, a przynajmniej starałam się o tym nie myśleć. Gdy tylko przypomniało mi się coś z tego feralnego dnia, starałam się jak najszybciej wyrzucić to z głowy i nie myśleć o tym. Byłam spóźniona na lekcję, 10 minut. Przed wejściem do klasy wzięłam głęboki wdech i z szamoczącym sercem, otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg klasy ze spuszczonym wzrokiem:
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - ukłoniłam się nauczycielowi po czym zajęłam, swoje miejsce.
Max odwrócił się do mnie z wesołym uśmiechem, odpowiedziałam mu tym samym.
Po lekcji, Max natychmiast się do mnie odwrócił:
- Nareszcie jesteś! - wykrzyknął wesoło, po czym złapał mnie za rękę. - Już wszystko dobrze? - spytał zmartwiony.
- Tak. Już wszystko w porządku - uśmiechnęłam się szczerze.
Cieszyłam się, że znów go widzę.
- Więc, może wyjdziemy gdzieś razem po lekcjach? - uśmiechnął się zachęcająco.
- Pewnie. - przytaknęłam.
Gdy zadzwonił dzwonek, nachylił się lekko ku mnie:
- Tęskniłem za Tobą - musnął delikatnie palcami mój policzek.
Czułam, że robię się czerwona, Nie wiedzieć czemu spojrzałam na Kima, siedział pochmurny, wpatrzony w podłogę. Kątem oka napewno wszystko widział, bo gdy spojrzałam na niego odwrócił głowę w stronę okna. 'Nie był u Jessicy?' - pomyślałam zaskoczona, po chwili skarciłam się w myślach, że martwię się o niego 'Sam jest sobie winny.' - pomyślałam, po czym skupiłam się na lekcji.
Podczas kolejnych przerw, gadałam z Maxem jak najęta, jakbyśmy nie, nie widzieli się tydzień, ale cały rok. Opowiadał o tym co działo się w szkole podczas mojej nieobecności, o sprawdzianach, o nowych płytach, które wyszły, rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim. Po skończonych lekcjach wyszliśmy z Maxem z klasy trzymając się za ręce. Przed klasą stała Jessica, a mnie i Maxa zatrzymała Tiffany, było mi niezręcznie spojrzeć jej w oczy, ale jakoś musiałam...:
- Hej Tiff - wykrzyknęłam, próbując pokazać radość.
- Hej. Co się stało? Nie chodziłaś do szkoły cały tydzień... Martwiłam się. - uśmiechnęła się lekko.
- Byłam chora, ale już wszystko dobrze. - uśmiechnęłam się uspokajająco.
- Przepraszam, że pytam dopiero teraz, ale nie chciałam wam wcześniej przeszkadzać, chciałam byście mogli się sobą nacieszyć. - tłumaczyła się.
Już miałam odpowiedzieć, gdy Kim wyszedł z klasy, a Jessica rzuciła się na niego z piskiem, zagłuszającym wszystko inne. Wszyscy odruchowo spojrzeliśmy w ich stronę:
- Kochanie! Tak się martwiłam! Twoja mama mówiła, że jesteś chory. Pytałam ją czy mogłabym się Tobą zająć, a ona odmówiła, pytała Cię w ogóle czy odmówiła za Ciebie? - pytała przejęta, kładąc mu ręce na ramiona.
- Pytała i odmówiłem. - odpowiedział cicho, ale staliśmy tuż obok, więc i tak wszystko słyszeliśmy. Złapał ją za nadgarstki po czym pozbył się jej rąk ze swoich ramion.
- Dlaczego? Ja tak bardzo chciałam się Tobą zająć. - mówiła z żalem.
- Proszę, przestań... W zeszły poniedziałek coś Ci powiedziałem, nie chcę się powtarzać. - westchnął.
- Tak, ty powiedziałeś i podąłeś decyzję, również za mnie! - podniosła głos. - Ja się na to nie zgadzam! Za długo o Ciebie walczyłam, żeby teraz tak po prostu pozwolić Ci odejść! - mówiła z wyrzutem.
Westchnął, po czym ruszył w stronę wyjścia. Gdy nas mijał spojrzał na nas, zatrzymując swój wzrok na mnie. W jego oczach dojrzałam ból i zmęczenie, co spowodowało, że poczułam się gorzej. Po chwili spuścił wzrok i zniknął za drzwiami szkoły.
Serce ściskało mi się z żalu, gdy przypomniałam sobie ten wzrok, bolało mnie, że cierpi tak z mojego powodu, ale nic nie mogłam na to poradzić. W końcu, to Maxa kochałam. Po chwili Jessica pobiegła za nim.
- Ta dziewczyna naprawdę nigdy się nie poddaje. - zaśmiał się Max.
Spuściłam wzrok, po czym spojrzałam na Tiffany, jej oczy aż błyszczały, a na jej ustach pojawił się lekki, niekontrolowany uśmiech. Nie musiałam o nic pytać, wiedziałam, że cieszy się, że Kim jest znów wolny.
- Wracając do tematu, to... - zaczęłam, zwracając się do Tiffany, bo jakoś ciążyła mi panująca cisza - Nigdy mi nie przeszkadzasz, więc jak chcesz ze mną o czymś porozmawiać czy coś, to śmiało mów, a Max przeżyje jakoś tę chwilę beze mnie - wysiliłam się na uśmiech.
- No nie wiem, nie wiem... - zaśmiał się, po czym pocałował mnie w czoło.
Gdy już rozstaliśmy się z Tiff, poszliśmy razem na miasto, na kolację, a później do kina. W ciemności, zerkałam co chwila na Maxa, byłam spięta jak na pierwszej randce, ośmieliłam się dopiero kiedy złapał mnie za rękę. Przy scenie pocałunku, poczułam jak ścisnął moją dłoń trochę mocniej, przez co wstrzymałam oddech w napięciu, już myślałam, że nachyli się do mnie, by mnie pocałować, lecz tak się nie stało. 'Może to i dobrze... Całowanie się w kinie nie jest zbyt romantyczne' - stwierdziłam. 'Chociaż... Całowanie z nim samo w sobie brzmi wyjątkowo' - uśmiechnęłam się pod nosem. Położyłam głowę na ramieniu Maxa, było mi tak przyjemnie, że nie wiedzieć kiedy - zasnęłam, obudził mnie dopiero po skończonym seansie, gładząc mnie lekko po policzku.
- Co? - obejrzałam się zdezorientowana po obudzeniu się - Zasnęłam? Przepraszam... Trzeba było mnie obudzić. - ziewnęłam.
- Nic nie szkodzi... Byłaś chora cały tydzień, masz prawo być zmęczona. - uśmiechnął się, a w jego głosie można było dosłyszeć troskę.
W takich momentach czułam najbardziej jak bardzo na niego nie zasługuję, lecz w ciągu następnych kilku dni zaczęłam uczyć się żyć z tą myślą.
Każdego dnia traktowałam Kima jakby był niewidzialny, przynajmniej tak starałam się go traktować... Max kiedy nie mieliśmy się z czego uczyć, wyciągał mnie w różne miejsca w mieście, bawiłam się z nim świetnie, tylko trochę przeszkadzała mi jego nadopiekuńczość. Do tego coraz bardziej chciałam, by w końcu mnie pocałował, zacierając wspomnienia o pocałunku Kima, a on jak na złość tego nie robił.
Pewnego piątku, przed bramą szkoły, czekał na mnie Kim. Postanowiłam, przejść obok niego jakby był niewidzialny, lecz on chyba domyślił się co planuję, bo zastąpił mi drogę, nie pozwalając mi przejść. Chciałam go jakoś ominąć, ale czy robiłam krok w prawo, czy w lewo, on nadal zastępował mi drogę:
- Pogadajmy... - spojrzał na mnie z prośbą w oczach.
- Nie mamy o czym. - Odpowiedziałam sucho - Przepuść mnie.
- Nie. Do puki ze mną nie porozmawiasz, nie dam Ci przejść.
- Spóźnimy się na lekcje... - próbowałam się wymigać.
- Do lekcji mamy jeszcze... - spojrzał na zegarek - ...15 minut, do tego jak się chwilę spóźnimy, nic się nie stanie.
- Zrozum, że nie mam ochoty na rozmowy z Tobą... - westchnęłam.
- Proszę... - Na jego twarzy malował się taki smutek i desperacja, że nie byłam w stanie dłużej odmawiać.
- Mów co masz do powiedzenia... - powiedziałam zrezygnowana - byle szybko - dorzuciłam.
- Chciałem Cię prosić, byś nie odcinała się ode mnie. - mówił smutno - Tęsknię za Tobą... Jeśli nie możemy być razem to bądźmy chociaż przyjaciółmi, nie odbieraj mi kontaktu z sobą...
Z jednej strony gdy tak na niego patrzyłam, na jego smutną twarz, oczy, było mi go tak szkoda, że serce mi się topiło. Z drugiej jednak, poczułam się zła, że śmie mnie prosić o przyjaźń, po tym co zrobił. Czułam w sercu taki żal, że nie wytrzymałam i wybuchłam :
- Co?! Jak śmiesz prosić mnie o przyjaźń po tym wszystkim?! - mówiłam z wyrzutem - Jak Ty to sobie w ogóle wyobrażasz?! Myślisz, że będę miała siłę przyjaźnić się z Tobą po czymś takim?! Chyba sobie żartujesz! - podnosiłam głos coraz bardziej - Nigdy... Nigdy Ci nie wybaczę... Od dziś dla mnie nie istniejesz! - krzyczałam ze złością - Idź do Jessicy! Nich Cię pocieszy! Na mnie nie masz co liczyć!
Jego oczy zaszkliły się jakby chciało mu się płakać, nie mogłam, nie chciałam, nie miałam siły na to patrzeć... Odepchnęłam go, robiąc sobie przejście, po czym poszłam do szkoły, nie oglądając się za siebie. Po chwili zaczęły dręczyć mnie wyrzuty sumienia, że tak go potraktowałam. 'Zrzuciłam na niego całą złość jaką czułam do siebie' - stwierdziłam z goryczą. Przez chwilę, pomyślałam nawet, by wrócić i go przeprosić, lecz doszłam do wniosku, że będzie lepiej, jak tego nie zrobię. 'Lepiej, by pocierpiał teraz przez chwilę, niż jakby miał cierpieć cały czas, przyjaźniąc się ze mną. Po tym co mu powiedziałam, zapomni o uczuciu do mnie, znienawidzi mnie i zwiąże się z kimś wartościowym, może nawet z Tiffany' - próbowałam się sama przed sobą usprawiedliwiać, do oczu napłynęły mi łzy, lecz powstrzymywałam je zawzięcie. 'Tak będzie lepiej...' - myślałam oddychając głęboko, by się nie rozpłakać.
Kim tego dnia nie przyszedł na lekcje. Sumienie dręczyło mnie, że tak go zraniłam, ale nie miałam innego wyjścia. Tak naprawdę, zrozumiałam, że nie raniłam go za wszystko, winiłam tylko siebie, ale to wszystko uświadomiłam sobie dopiero po tym jak go potraktowałam. Nie mogłam się na niczym skupić, na żadnej rozmowie, na lekcjach, na niczym.
W sobotę znów byłam umówiona z Maxem, starałam się nie myśleć o niczym innym tylko o nim, znów zastanawiałam się, czy nadarzy się okazja, by mnie pocałował? Przez cały czas chodziłam rozchwiana emocjonalnie, raz zadręczałam się myślami o Kimie, raz cieszyłam na nadchodzące spotkanie z Maxem, które mogło się skończyć naszym pierwszym pocałunkiem. Byłam taka jak pogoda tej jesieni... Raz padało lub było zimno, innym razem słońce świeciło tak jak w wakacje. Tej soboty nie było ani zimno, ani ciepło. Taki sam był mój nastrój, nie potrafiłam się cieszyć nawet na myśl o spotkaniu z Maxem, ani nie miałam ochoty płakać. Czułam jakbym była pusta w środku, co samą mnie dziwiło. Max bardzo się starał tego dnia, zabierał mnie praktycznie wszędzie... Do kina, na obiad, na kręgle, do cukierni, na samym końcu poszliśmy na spacer nad rzekę. Szliśmy akurat przez most, trzymając się za ręce, gdy nagle się zatrzymał, stanął przede mną, musnął moje policzki palcami, po czym mnie pocałował, zamknęłam oczy by cieszyć się tą chwilą. Całował mnie delikatnie, z wyczuciem, czułam, jak się stara przekazać w tym pocałunku to co do mnie czuje. 'Usta ma twardsze niż Kim' - pomyślałam, po czym skarciłam się za to w myślach. 'Dlaczego o nim myślę? Teraz już zawsze będę porównywała każdy pocałunek do tego pierwszego?' - pomyślałam z przerażeniem, zacisnęłam mocniej oczy, by skupić się na pocałunku, zarzuciłam Maxowi ręce na szyję, i wpiłam się trochę mocniej w jego usta, chciałam by było tak jak wtedy, gdy Kim mnie pocałował, by świat zaczął wirować i nogi się pode mną ugięły, ale nic takiego nie czułam... Pocałunek Maxa był przyjemny, ale bez fajerwerków. Gdy skończyliśmy się całować, Max spojrzał mi w oczy z nieśmiałym uśmiechem, odwzajemniłam go, ale czułam się trochę rozczarowana. 'Pocałunki z Kimem sprawiły na mnie większe wrażenie, bo to były moje pierwsze pocałunki... Z Maxem nie było tak samo, bo już wiedziałam jak to jest.' - tłumaczyłam sobie w duchu.
W poniedziałek, Max wyciągnął mnie do najlepszej jego zdaniem knajpy w mieście. Gdy czekaliśmy na zamówione wcześniej spaghetti, zauważyłam, że Jessica ukazała się w wejściu, ku mojemu zaskoczeniu była z Kimem, ciągnęła go za rękę do środka. Obserwowałam ich kątem oka, zamówili, Kim zapłacił, po czym Jessica zaczęła rozglądać się po sali, poszłam za jej wzrokiem i z paniką uświadomiłam sobie, ze nie ma już wolnych miejsc. Max zauważył ich, bez konsultacji ze mną, wstał i zawołał :
- Kim!
Nieśmiało spojrzałam kątem oka w ich stronę. Kim rozejrzał się zdezorientowany, po czym nas dostrzegł, z jego miny nie potrafiłam nic odczytać.
- Chodźcie do nas... - zaprosił ich Max.
Byłam zła i skrępowana zarazem, nie wyobrażałam sobie, jak ma wyglądać nasz wspólny posiłek. 'Jeśli z nami usiądą nic nie przełknę...' - stwierdziłam.
Spojrzałam nieśmiało w stronę Kima i Jessicy, wyglądali jakby się sprzeczali 'Uff... Nie chce z nami usiąść...' - pomyślałam z ulgą, po chwili Jessica złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć do naszego stolika.
- Cześć. - uśmiechnęła się szeroko, gdy już do nas dotarli.
- Hej. - odpowiedział z uśmiechem Max.
Ja tylko machnęłam jej ręką ze sztucznym uśmiechem.
- Siadajcie z nami. - uśmiechnął się Max po czym przesiadł się, byśmy mogli siedzieć obok siebie, a oni na przeciwko nas.
- Nie, dzięki. - odpowiedział ponuro Kim. - Może zaraz coś się zwolni. - zaczął rozglądać się po sali.
- Ojj, kotek! Nie wygłupiaj się tylko siadaj. - Nakazała mu Jessica, po czym zajęła miejsce na przeciwko Maxa.
Kimowi nie pozostało nic innego jak jej posłuchać, westchnął ciężko i zajął miejsce na przeciwko mnie. Czułam się nieswojo, nie wiedziałam gdzie mam podziać wzrok... Kim siedział na przeciwko mnie ze wzrokiem wbitym w blat stołu, w ogóle na mnie nie patrzył. Jeszcze nigdy nie czułam się, aż tak skrępowana, chciałam jak najszybciej stamtąd uciec, ale wiedziałam, że nie mogę. Siedzieliśmy tak w niezręcznej ciszy, czekając na zamówienie. W końcu Max postanowił się odezwać :
- Widzisz Kim, tak nie zgadzałeś się pójść z nami na podwójną randkę, a teraz siedzisz tu z nami. - zaśmiał się.
Kim sztucznie się do niego uśmiechnął. Po czym znów wbił wzrok w blat stołu.
- Tak w ogóle to gratuluję. - Max zwrócił się do Jessicy.
- Gratulujesz? Czego? - spytała zdziwiona Jessica.
- Tego, że w końcu udało Ci się zdobyć Kima. - zaśmiał się - Chyba nie było łatwo tego dokonać?
- Ojj, żebyś wiedział. - zachichotała jak idiotka - Właściwie to zdążyliśmy już się nawet rozstać i wrócić do siebie. - zadowolona położyła Kimowi rękę na udzie.
Dostrzegłszy to, poczułam jakby ktoś mnie uderzył w żołądek. 'Co jest?' - skarciłam się w duchu.
- Rozstać się? - zdziwił się Max.
- Tak. Kim robił problemy, postanowił mnie rzucić, ale na szczęście w zeszły piątek przyszedł do mnie z taką miną jakby dostał wyrok śmierci za niewinność, pomyślałam, że cierpi tak, dlatego że żałuje, że mnie rzucił, więc zaproponowałam, żeby do mnie wrócił i bach! Znów jesteśmy razem. - zacieszała.
Przeniosła rękę z uda Kima na stół, gdzie złapała go ceremonialnie za rękę, którą trzymał na stole. Odruchowo spojrzałam na Kima, wtedy on po raz pierwszy tego wieczora podniósł na mnie wzrok. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Z jego oczu nie mogłam nic wyczytać, bo nie chciałam zbyt długo się w niego wpatrywać, zbyt niezręcznie się czułam. Po chwili Max zwrócił się do Kima :
- Mam nadzieję, że tym razem już obędzie się bez rozstań i jakoś Wam się ułoży. - uśmiechał się mówiąc to.
- Zobaczy się. - odparł sucho Kim, po czym znów wbił swój wzrok we mnie.
Przyniesiono nam nasze zamówienia, wszyscy zamówiliśmy spaghetti, co było przyczyną napadu śmiechu u Jessicy. Wszyscy spojrzeliśmy na nią z politowaniem. Nie mogłam jeść, nic nie przeszło by mi przez gardło, więc tylko kręciłam makaron na widelcu, by stworzyć jakieś pozory jedzenia.
- Ambi... - Max spojrzał na mnie - Coś się stało?
- Nie, dlaczego pytasz? - uśmiechnęłam się lekko.
- W ogóle się nie odzywasz... Źle się czujesz? - przyjrzał mi się zatroskany.
- Nie, wszystko w porządku... - by jakoś się wytłumaczyć, dodałam - Po prostu ostatnio odniosłam wrażenie, że Jessica mnie nie polubiła, więc nie wiem za bardzo co mogłabym powiedzieć...
- To nie tak, że Cię nie lubię... - pośpieszyła z wyjaśnieniami - Po prostu jestem podejrzliwa w stosunku do każdej dziewczyny, która kręci się wokół Kima, a ty zakomunikowałaś, że jesteś jego przyjaciółką, co było dla mnie dziwne, bo nie często spotyka się damsko-męskie przyjaźnie. - uśmiechnęła się sztucznie.
- No tak... Rozumiem. - odparłam z wymuszonym uśmiechem.
Spojrzałam na Kima, tym razem siedział z utkwionym we mnie wzrokiem, po czym spojrzał na Jessicę, uśmiechnął się do niej, mówiąc:
- Teraz widzisz, że jest z Maxem, więc chyba nie masz się czym przejmować... - po czym znów skierował wzrok na mnie.
Czułam się głupio 'Po co ten tekst?! Chciał mnie nim wyprowadzić z równowagi? Dupek!' - myślałam ze złością - 'Jeszcze jak to się do niej uśmiechnął... Lovelas jeden.' - zacisnęłam wargi ze złości.
- Kochanie... Ale czemu nic nie jesz? - wypiszczała jakby mówiła do dziecka.
Nabiła na swój widelec kawałek mięsa, po czym podetknęła go Kimowi pod nos :
- Powiedz Aaa... - zaśmiała się jak idiotka.
Skrzywiłam się widząc to, a Kim spojrzał na mnie , po czym otworzył posłusznie usta.
- Dobry chłopiec - pochwaliła go, po czym pocałowała w policzek - Dopiero co byłeś chory... Musisz dużo jeść. - pouczyła go.
'Bosz, co za idiotka... Bierze go za swoje dziecko czy jak?' - myślałam z irytacją - 'A Kim? Nie lepszy... Daje jej się karmić jakby sam nie mógł jeść. Się dobrali...' Karmienie go robiło jej taką przyjemność, że aż trudno było uwierzyć własnym oczom. 'Pokażę jej, że nie tylko ona ma tu faceta...' - postanowiłam ze złością. Bez słowa dotknęłam ust Maxa, udając, że coś wycieram, on spojrzał na mnie lekko zaskoczony.
- Miałeś na ustach trochę sosu. - wyjaśniłam z czarującym uśmiechem, przynajmniej tak mi się zdawało.
Max nachylił się do mnie i zaczął mi mówić coś na ucho, ale nie słuchałam go, moje myśli zbyt zagłuszały jego słowa. Tylko uśmiechałam się przez ten cały czas, a na końcu zaczęłam się śmiać, zasłaniając lekko usta dłonią. W duchu modliłam się, by to co mówił, było śmieszne, by nie wyjść przed nim na idiotkę, która śmieje się ze wszystkiego. Na szczęście, to chyba mogło być coś zabawnego, bo jak skończył szeptać mi do ucha, uśmiechnął się do mnie szeroko, zadowolony. Złapałam Maxa za rękę, po czym położyłam ją sobie na kolanach i zaczęłam bawić się jego palcami, co chwila wysyłając mu słodkie uśmiechy, przy okazji zerkając na Kima. Dopiero teraz dostrzegłam, że jest zły i przybity zarazem. Uświadomiłam sobie, że dręczę go swoim zachowaniem, ale patrząc na to co robi Jessica, nie mogłam się powstrzymać... Ta małpa zaczynała coraz bardziej przeginać, bawiła się jego kołnierzykiem od koszuli, a on bezmyślnie grzebał w talerzu widelcem. Po chwili zaczęła jeździć palcem po jego szyi, w górę i w dół, uśmiechając się przy tym zalotnie. Wtedy poczułam taki napływ gniewu, że czułam jakbym zaraz miała eksplodować.
- Misiu... Idziemy? - spytałam słodko Maxa.
Spojrzał na mnie zdezorientowany, lecz po chwili odpowiedział z uśmiechem :
- Jeśli chcesz... ale... - spojrzał na mój talerz - ...prawie nic nie zjadłaś
- Nie jestem głodna - machnęłam ręką - Chodźmy.
- Jak sobie życzysz... - uśmiechnął się szeroko po czym pomógł mi włożyć płaszcz, poprawił szalik, a nawet włożył na głowę czapkę.
Kątem oka widziałam, że Kim przez cały ten czas nas obserwował z zaciśniętymi ustami.
- Cześć Wam. - uśmiechnął się do nich Max.
- Narazie, miłego wieczora! - uśmiechnęła się Jessica.
- Wzajemnie. - Max złapał mnie za rękę i ruszyliśmy ku wyjściu.
Za plecami usłyszałam jeszcze głos Jessicy :
- Nasz napewno będzie miły, prawda?
Chciałam się odwrócić, lecz się powstrzymałam, wytężyłam słuch by usłyszeć odpowiedź, ale nie padła.
Mijał czas, a ja czułam się coraz bardziej zła, poirytowana i zmęczona wszystkim. Irytowało mnie to, że nie cieszyły mnie pocałunki z Maxem, całowałam się z nim od tak, tylko po to by się całować, zastanawiałam się cały czas 'Czy to właśnie tak powinno wyglądać w związku?', sama nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Natomiast złościło i jeszcze bardziej irytowało mnie to, że każdego dnia, od kiedy Kim i Jessica wrócili do siebie, musiałam znosić oglądanie ich razem. Tym razem Kim nie znikał na przerwach, zostawał w klasie, a ona przychodziła do niego. Na krótszych przerwach było to jeszcze jakoś do zniesienia, ale na przerwie obiadowej, która sama w sobie była długa, to jeszcze ciągnęła mi się jeszcze dłużej przez zachowanie Jessicy, nie robiła sobie nic z tego, że w klasie prócz niej i Kima zostawał także Max, Ja i Tiffany, tylko kleiła się do Kima... Od naszej nieszczęsnej podwójnej randki minęły już 3 tygodnie, a ja miałam ją coraz bardziej po dziurki w nosie. W piątek, ostatniego tygodnia listopada przeszła samą siebie... Usiadła Kimowi na kolanach i całowała go jak opętana. Starałam się nie zwracać na nich uwagi, ale mój wzrok sam, bezwiednie padał na tę dwójkę. Przez tą małpę i jej czułości na przerwach obiadowych, nie mogłam skupić się na żadnej rozmowie, nawet na słowach Maxa, gdy mówił coś do mnie docierało do mnie chyba tylko jakieś jedno słowo na trzy. Siedziałam z zaciśniętymi w pięści, dłońmi, prowadząc w głowie swój monolog o tym jaka Jessica jest bezwstydna i wstrętna, gdy Max nagle pomachał mi ręką przed oczami:
- Ejj, Ziemia do Amber. - zawołał.
- Tak? Co mówiłeś? - otrząsnęłam się z myśli.
- Co się dzieje? - patrzył na mnie podejrzliwie - Ostatnio prawie wcale mnie nie słuchasz, tylko bujasz w obłokach. Tzn. źle to ująłem... Jakbyś bujała w obłokach miałabyś rozanieloną minę, a ty masz jakbyś była zła... - skwitował.
- Nie, nie jestem zła. - uśmiechnęłam się uspokajająco.
- Przecież widzę... - nalegał.
- Nie jestem zła, po prostu wkurza mnie tylko zachowanie Kima i Jessicy. - wyznałam szczerze - Zachowują się jakby nikogo prócz nich tu nie było. Miziają się przez całą przerwę jakby myśleli, że innym oglądanie tego sprawia przyjemność. - skrzywiłam się.
Max uśmiechnął się do mnie i pogłaskał mnie po policzku:
- Mnie też się to niezbyt podoba, ale staram się nie zwracać na to uwagi. Zamiast patrzyć na nich, patrz na mnie. - uśmiechnął się szeroko.
'Łatwo Ci mówić' - pomyślałam ze złością, po czym mój wzrok znów powędrował w stronę Jessicy i Kima. Max podążył za moim wzrokiem:
- Jessica już taka jest i nic na to nie poradzimy... Cieszy się nim i tyle. - zaśmiał się.
- Jeśli przez to masz na myśli, że jest puszczalska to się zgadzam. - uśmiechnęłam się sztucznie, na co Max tylko odpowiedział śmiechem.
Na jednej z lekcji tego dnia, nauczyciel przyszedł z koszyczkiem z jakimiś małymi karteczkami.
- W tym miesiącu Waszej klasie przypadł zaszczyt pomocy przy sprzątaniu Biblioteki. - oznajmił - Pani Bibliotekarka zaznaczyła, że 2 osoby wystarczą. Domyślam się, że żadne z Was nie jest chętne do pomocy, więc zrobimy losowanie. W koszyku są 2 karteczki z dużą literą B, ten kto na nie trafi, musi przyjść w sobotę, by pomóc w porządkach - zakomunikował z uśmiechem na twarzy, po czym ruszył w podróż po klasie, by rozdać karteczki.
Gdy wylosowałam swoją, modliłam się, by moja karteczka była czysta, lecz oczywiście przypadł mi zaszczyt posiadania nieszczęsnego B. Popukałam Maxa w plecy z nadzieją, że może to jemu trafiła się druga nieszczęśliwa karteczka. Gdy odwrócił się do mnie pokazał mi z uśmiechem czystą karteczkę. Skrzywiłam się po czym poznał, że mam B, uśmiechnął się pocieszająco.
'Może druga karteczka przypadnie Tiffany?' - myślałam z nadzieją. 'Może przypaść każdemu byle nie Kimowi, proszę' złożyłam ręce, prosząc Boga, by mnie wysłuchał. Jednak na moje nieszczęście 2-ga kartka przypadła właśnie jemu.
W nieszczęsną sobotę, gdy pomagaliśmy z Kimem sprzątać bibliotekę, nie odzywaliśmy się do siebie ani jednym słowem, nawet na niego nie patrzyłam, jedynie kątem oka, by nie zauważył. On też zdawał się nie zwracać na mnie uwagi. Cały czas zastanawiałam się 'Czy Jessica zdołała już tak go pocieszyć, że już o mnie zapomniał?' - to pytanie dręczyło mnie tak bardzo, że miałam ochotę go o to zapytać, ale coś w mojej głowie powtarzało 'Sama tego chciałaś', dzięki czemu zrezygnowałam z tego pomysłu. Gdy układałam książki już na ostatniej półce, zerknęłam czy Kim też już skończył, ale ku mojemu zaskoczeniu, już go nie było. Rozejrzałam się do koła 'Nawet się nie pożegnał' - westchnęłam cicho, po chwili przypominając sobie 'W sumie to nawet się nie przywitaliśmy, więc po co miał się żegnać?'. Wychodząc z biblioteki zauważyłam, że Kim leży z zamkniętymi oczyma na ławce w holu, wyglądał jakby spał, rozejrzałam się do koła, a że nikogo wokół nie było, przystanęłam nad nim, cicho mu się przyglądając. 'Wygląda słodko kiedy śpi' - uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym mój wzrok bezwiednie, spoczął na jego ustach. Coś ścisnęło mnie za serce, lecz sama nie wiedziałam co. Gdy się tak w niego wlepiałam, on po chwili otworzył oczy zaspany. Wyprostowałam się ekspresowo, po czym speszyłam, że przyłapał mnie na gapieniu się na niego. Zmienił pozycję na siedzącą, po czym spytał lustrując mnie wzrokiem:
- Masz do mnie jakąś sprawę?
- Ja... - zamilkłam nie wiedząc co powiedzieć - Chciałam Cię o coś prosić. - wypaliłam tylko po to by coś odpowiedzieć.
- Tak? O co? - zdziwił się szczerze.
- Czy mógłbyś powiedzieć swojej dziewczynie, by trochę przystopowała z klejeniem się do Ciebie w klasie? - spytałam bez namysłu, ale po chwili pożałowałam tych słów, zagryzałam wargę w oczekiwaniu na odpowiedź.
Ku mojemu zdziwieniu, uśmiechnął się szeroko, kręcąc głową z niedowierzaniem :
- Jesteś zazdrosna? - spytał z uśmiechem, unosząc jedną brew ku górze.
Zatkało mnie, otworzyłam szeroko buzię ze zdziwienia :
- Co?!... Ja?!... Nie!... No chyba sobie żartujesz!... - wydusiłam zawstydzona.
Kim śmiał się pod nosem, więc pośpieszyłam z wyjaśnieniem :
- Po prostu... Eee... No... ten... denerwuje mnie fakt, że zachowujecie się tak przy innych. - odetchnęłam z ulgą, że w końcu to z siebie wydusiłam.
- Napewno tylko o to chodzi? - uśmiechał się pewny swego, po czym złapał mnie za nadgarstek, przyciągnął do siebie i usadził mnie, sobie na kolanach.
Serce waliło mi jak oszalałe, byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć.
- Gdybyś tylko chciała... Ty byłabyś na jej miejscu... - wyszeptał mi do ucha.
Próbowałam podnieść się z jego kolan, ale trzymał mnie mocno, a jego gorący oddech, pieszczący moje ucho odebrał mi siły, więc nie dałam rady się wyswobodzić.
Dotknął dłonią mojego policzka, delikatnie kierując moją twarz ku swojej. Zbliżył swe usta do moich, szepcząc dalej :
- Chcesz zobaczyć jakby to było?
Obezwładnił mnie swym gorącym oddechem, który dotykał mych warg, swoimi ciemnymi oczami, spoglądającymi raz w moje oczy, raz na usta. Czułam jakby moje serce zatrzymało się na chwilę, jakby zamarło w oczekiwaniu. Coś ścisnęło mnie za gardło, jakieś niewyobrażalnie wielkie pragnienie, nie myślałam o niczym, nie byłam w stanie, bezwiednie rozchyliłam lekko usta. Wtedy on delikatnie musnął wargami moje usta. Zadrżałam, moje gardło ścisnęło się jeszcze bardziej. Pragnęłam by przestał mnie dręczyć, by w końcu mnie pocałował, już, teraz, zaraz, natychmiast. Patrzyłam na niego mętnym wzrokiem. Kręciło mi się w głowie. Uśmiechnął się lekko, już miał mnie pocałować, gdy wokół rozległ się krzyk Jessicy :
- Co tu się dzieje!?
Zatrzymałam się instynktownie. Zimny deszcz obmywał mi twarz. Słyszałam jak podbiega do mnie, jednak nie odwróciłam się, czekałam aż sam się odezwie.
- To nie tak... - powiedział cicho, ale dość głośno, by deszcz go nie zagłuszał - Ja... Nie chciałem, żebyś swój pierwszy pocałunek przeżyła z Maxem... - mówił zdławionym głosem.
- Co? - odwróciłam się do niego zaskoczona.
Stał tylko 3 kroki ode mnie:
- Ja... Zakochałem się w Tobie... - wyznał, patrząc mi w oczy.
Zatkało mnie, nie wiedziałam co mam zrobić, co odpowiedzieć. Jednak nie musiałam, bo on kontynuował :
- Już kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłem... Kiedy weszłaś mi pod koła... Zaintrygowałaś mnie... Dokuczałem Ci i nabijałem się z Ciebie, bo nie chciałem dać po sobie poznać, że patrzę na Ciebie, w inny, wyjątkowy sposób... Jednocześnie bawiły mnie Twoje miny i to jak starasz mi się odgryźć. - uśmiechnął się lekko, po czym kontynuował - Kiedy spytałaś czy zostaniemy przyjaciółmi, z jednej strony cieszyłem się na myśl o tym, że będę mógł spędzać z Tobą więcej czasu, z drugiej jednak strasznie mnie bolało to, że musiałem słuchać jak opowiadasz o Maxie, jak się o niego martwisz, tęsknisz za nim, zachwycasz nim... Wiedziałem, że tak będzie dlatego nie chciałem się godzić na tę przyjaźń, bolało mnie już samo to jak na niego patrzysz... Kiedy opowiadałaś mi o nim, wiedziałem, że nie mam szans, by wymazać go z Twojego serca, wiedziałem, że nie ma szans na to byś odwzajemniła moje uczucia... To zabawne... - zaśmiał się gorzko - Nigdy nie zwracałem szczególnej uwagi na dziewczyny, choć one na mnie tak, nie miałem ochoty na związki, dopiero Ty, pojawiłaś się tak niespodziewanie, tak nieoczekiwanie i zawróciłaś mi w głowie... - przegarnął włosy - To z Twojego powodu związałem się z Jessicą...
- Z mojego? - przerwałam mu zdziwiona
- Kiedy zdałem sobie sprawę, że nigdy nic do mnie nie poczujesz, chciałem coś zrobić, by o Tobie zapomnieć, by wymazać Cię jakoś z mojej głowy, z mojego serca, z mojej duszy... Ale ty nadal tam tkwisz i nie daję sobie już z tym rady... - westchnął - Kiedy dowiedziałem się, że chcesz mnie zeswatać z Tiffany, czułem do Ciebie wielki żal, nie dość, że musiałem słuchać i patrzyć na Ciebie z innym, to ty jeszcze chciałaś mnie zeswatać z inną - uśmiechnął się gorzko.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, było mi go szkoda, nie zdawałam sobie sprawy, że tak cierpi... W końcu przypomniałam sobie to, że skradł mój pierwszy pocałunek, ten który postanowiłam oddać Maxowi, ten który miał być moim wymarzonym i powtórnie zalała mnie fala gniewu:
- Skoro wiedziałeś, że Cię nie pokocham to dlaczego mnie pocałowałeś?! Dlaczego skradłeś mi pocałunek, który miałam dać Maxowi?! - spytałam z wyrzutem, podniesionym głosem.
- Kiedy powiedziałaś o tym, że jeszcze nigdy się nie całowałaś... że jeszcze nie masz za sobą, swojego pierwszego pocałunku... i że chcesz go przeżyć z Maxem, w wyjątkowy sposób, nie wytrzymałem... - spuścił wzrok, po chwili znów podnosząc go na mnie - Próbowałem jakoś przełknąć to co powiedziałaś, ale nie wytrzymałem... Nie mogłem pozwolić, by Twój pierwszy pocałunek skradł ktoś inny... - podszedł do mnie blisko, uniósł lekko moją głowę, spojrzał mi głęboko w oczy, po czym powtórnie zaczął mnie całować.
Znów nie miałam siły go odepchnąć, poddałam się jego ustom po raz kolejny, całowaliśmy się delikatnie, ale tym razem czułam z jaką czułością mnie całuje, nogi się pode mną ugięły, ponownie objął mnie jedną ręką w pasie i podtrzymał, zimny deszcz padał na nas, a mi mimo to nie było zimno, zalewała mnie fala gorąca, krew pulsowała w moich żyłach, moje serce waliło niczym młot. Kiedy odsunął się lekko ode mnie, spojrzałam mu w oczy, moje sumienie krzyknęło 'Tak nie można!', odepchnęłam go po raz kolejny, doszłam do siebie, po czym powtórzyłam to co powiedziało mi moje sumienie:
- Tak nie można! Wszyscy tylko na tym ucierpią, Max, Tiffany, Jessica, Ty, nawet ja... Koniec z naszą przyjaźnią... Zapomnij o tym co do mnie czujesz i w ogóle o tym, że się znamy... Ja kocham Maxa, ty jesteś z Jessicą, niech tak zostanie. Nie niszcz tego, bo tylko wszyscy będą cierpieć, a ty... - odetchnęłam głęboko - ... najbardziej... - odwróciłam się i odeszłam.
Nie odwróciłam się za siebie ani razu, nie chciałam widzieć jego reakcji, przed oczami miałam twarz Maxa, Tiffany, a nawet Jessicy, czułam się winna, jak jeszcze nigdy dotąd. 'Dlaczego odwzajemniłam? Dlaczego go nie odepchnęłam?!' - karciłam się w duchu. 'Teraz będzie cierpiał jeszcze bardziej.' - pomyślałam z goryczą. Po chwili zaczęłam biec, by jak najszybciej uciec z tego miejsca i zapomnieć o wszystkim. Chciałam zgubić gdzieś po drodze dręczące mnie myśli i wyrzuty sumienia, które zżerały mnie od środka. Zimny deszcz obmywający moje ciało nie przeszkadzał mi, wręcz przeciwnie... Przynosił lekką ulgę. Biegłam nie myśląc o niczym, a i tak czułam się fatalnie, zatrzymałam się dopiero, gdy zabrakło mi tchu. Rozejrzałam się do koła, znajdowałam się w zupełnie obcym sobie miejscu, biegłam przed siebie, nie patrząc dokąd, ale nie przeszkadzało mi, że nie wiem gdzie jestem, stałam na środku chodnika z uniesioną ku niebu głową, musiałam wyglądać jak wariatka, ale nie obchodziło mnie co pomyślą inni. Nie wiedziałam co ze sobą począć, gdzie się podziać, zaczęłam iść przed siebie, byle tylko się przemieszczać.
Gdy wieczorem przekroczyłam próg domu, mama spojrzała na mnie przerażona:
- Dziecko! - wykrzyknęła, łapiąc się za usta - Jesteś cała przemoczona... Co Ci jest? - spytała szczerze zmartwiona.
Spojrzałam na nią obłędnym wzrokiem, po czym przeszłam obok niej bez słowa, kierując się ku schodom, by jak najszybciej dostać się do swojego pokoju i zostać sama. Gdy byłam już w połowie schodów na górę, odwróciłam się ku niej i powiedziałam cicho:
- Chcę zostać teraz sama...
Gdy byłam już w swoim pokoju, natychmiast zamknęłam drzwi na klucz, w razie jakby mama chciała dotrzymać mi towarzystwa. Rozejrzałam się po pokoju niewidzącym wzrokiem, a moje oczy zaczęły napełniać się łzami. Upadłam na kolana i zaczęłam płakać, nie przejmując się, że mama może mnie usłyszeć. Nie chciałam płakać, ale nie potrafiłam powstrzymać łez, które same cisnęły mi się do oczu. Serce bolało mnie, gdy pomyślałam o Maxie 'Zdradziłam go... Co mi odbiło?! Przecież ja go kocham...' - myślałam z rozdzierającym serce bólem. 'Tiffany też zdradziłam... Chciałam być dobrą przyjaciółką, a stałam się najgorszą jaka istnieje' - łzy bez ustanku cisnęły mi się do oczu. 'Kim też teraz przeze mnie cierpi' - zadręczałam się. Cierpiałam, a jednocześnie byłam wściekła na Kima i na siebie... Na Kima za to, że mnie pocałował i powiedział mi to wszystko, choć wiedział, że kocham Maxa, a tym jedynie zepsuje naszą przyjaźń, na siebie natomiast byłam zła za to, że odwzajemniłam jego pocałunki. 'To dlatego, że całowałam się po raz pierwszy i to mnie tak oszołomiło, że nie mogłam się powstrzymać.' - stwierdziłam uspokajając się trochę. 'Nigdy mu tego nie wybaczę' - myślałam ze złością, zaciskając ręce w pięści. 'To wszystko jego wina! Nie chcę go znać!' - wściekłość i żal, które czułam do Kima sprawiły, że łzy całkiem przestały mi płynąć. Poszłam wziąć prysznic, by zmyć z siebie wspomnienia dzisiejszego dnia, wyznanie, pocałunek, łzy. Teraz dławił mnie od środka już tylko gniew.
Po gorącym prysznicu, usłyszałam delikatne pukanie do drzwi i stroskany głos mamy:
- Kochanie, otwórz... Przyniosłam Ci herbatę.
Otworzyłam i bez słowa usiadłam na łóżku. Mama postawiła herbatę na szafce nocnej i usiadła obok mnie. Wyjęła mi z ręki szczotkę do włosów:
- Pozwól, że ja to zrobię - uśmiechnęła się czule.
Odwróciłam się do niej plecami, a ona zaczęła rozczesywać mi włosy, przez dłuższy czas, obie milczałyśmy, aż w końcu się odezwała:
- Stało się coś złego? - spytała zatroskana.
- Nie. - skłamałam cicho.
- Kochanie... Przecież widzę jak się zachowujesz i to w jakim stanie emocjonalnym jesteś...
Nie odpowiedziałam, nie chciałam jej o niczym mówić, nie chciałam, by wiedziała, że jej córka jest potworem który potrafi tylko ranić.
- Dobrze... - westchnęła - nie chcesz to nie mów, ale pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść, z każdym zmartwieniem, a ja postaram się Ci pomóc jak tylko mogę... - pocałowała mnie w czoło.
- Może coś zjesz? - spytała.
- Nie, dziękuję... Nie jestem głodna - odparłam ze sztucznym uśmiechem.
- Więc wypij choć herbatę, póki ciepła.
- Dobrze. - przytaknęłam.
Gdy tylko wyszła odetchnęłam z ulgą. Zaczęłam pić herbatę, ale nawet ona z trudem przechodziła mi przez gardło.
Następnego dnia czułam się fatalnie... I psychicznie, i fizycznie. Bolała mnie głowa i w ogóle, całe ciało... Nie miałam nawet sił, by wstać z łóżka. Gdy próbowałam podnieść się z łóżka, usłyszałam puknie do drzwi:
- Proszę - odpowiedziałam chrypiącym głosem, prawie niedosłyszalnym.
Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła mama. Natychmiast do mnie podbiegła po czym przyłożyła mi dłoń do czoła:
- Boże, dziecko! Jesteś cała rozpalona! - wykrzyknęła przerażona - To przez to, że wczoraj cała przemokłaś - skwitowała.
'Gdybyś tylko wiedziała...' - pomyślałam gorzko. Prawdą było, że deszcz przyczynił się do mojego stanu zdrowia, ale głównym powodem były dręczące mnie wyrzuty sumienia i niekończące się myśli.
Leżałam w łóżku chora przez 3 kolejne dni, mama biegała wokół mnie troszcząc się o mnie i usługując mi. Był czwartek, gdy mama powiedziała mi, że był u nas jakiś blondyn, który o mnie pytał. Wiedziałam, że to Max, moje serce zaczęło bić szybciej, nie mogąc powstrzymać ciekawości zapytałam:
- Co mówił?
- Powiedział, że martwi się o Ciebie, bo nie chodzisz do szkoły i czy wszystko z Tobą w porządku, pytał się też, czy może się z Tobą zobaczyć, ale odmówiłam... - mama patrzyła na mnie, chcąc wybadać moją reakcję - ...Powiedziałam, że jesteś chora i nikogo nie przyjmujesz, mam nadzieję, że się nie gniewasz? - patrzyła na mnie z nadzieją.
- Oczywiście, że nie. Dobrze zrobiłaś - uśmiechnęłam się lekko.
- Dałam mu nasz numer, ma zadzwonić dziś wieczorem. - uśmiechnęła się ciepło.
Serce zabiło mi szybciej, 'tak dawno nie słyszałam jego głosu' - westchnęłam - 'tak za nim tęsknię...'.
Do wieczora zadręczałam się myślą, że nie zasługuję na Maxa, na to by się o mnie martwił i troszczył o mnie. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć jak już zadzwoni, właśnie się nad tym zastanawiałam, gdy mama przyniosła mi słuchawkę.
- Tak? - odchrząknęłam.
- Hej, Ambi. To ja, Max. - usłyszałam, jego przejęty i zmartwiony głos - Jak się czujesz? Twoja mama mówiła, że jesteś chora...
Cieszyłam się, że słyszę jego głos, moje serce biło szybciej. Cieszyłam się nawet, że się o mnie martwi, choć zdawałam sobie sprawę, że na to nie zasługuję. Nie chciałam kłamać, więc odpowiedziałam szczerze:
- Czuję się fatalnie, wszystko mnie boli i na nic nie mam siły.
- Mam nadzieję, że szybko dojdziesz do siebie. - wydawało mi się, że jest trochę smutny, po chwili dodał ściszonym głosem - Tęsknię za Tobą...
- Ja za Tobą też. - łzy napłynęły mi do oczu, ale nie dałam im się zdominować.
- Może mógłbym Cię odwiedzić? - w jego głosie dostrzegłam nadzieję.
Ciężko było mi odmówić, ale musiałam, nie byłam jeszcze gotowa, by spojrzeć mu w oczy.
- Przepraszam, ale nie... - powiedziałam cicho - Nie chcę Cię zarazić - wyjaśniłam szybko.
- Rozumiem - było słychać, że jest zawiedziony - Więc spotkamy się dopiero w poniedziałek? - spytał.
- Tak. - potwierdziłam - Co tam słychać w klasie? - spytałam, by wybadać, czy Kim nic mu nie powiedział, wiedziałam, wręcz byłam pewna, że o pocałunku i swoim wyznaniu, by mu nie powiedział, ale o wagarach mógł...
- Nic ciekawego. - odparł, po czym dorzucił - Kim chyba też jest chory, nie chodzi do szkoły od początku tygodnia, tak samo jak Ty, już myślałem, że wagarujecie razem - zaśmiał się.
Odpowiedziałam udawanym śmiechem, z nadzieją, że się nie zorientuje. Tak naprawdę coś ukuło mnie w serce, gdy to powiedział. Po chwili zamilkliśmy.
- To ja kończę... - usłyszałam po dłuższej chwili milczenia - Do poniedziałku. Buziaki.
- Tak, do poniedziałku. - uśmiechnęłam się smutno, po czym się rozłączyłam.
'Więc Kim też nie chodzi do szkoły? Jest chory? Czy to może z mojego powodu? Nie chce mnie oglądać po tym jak go potraktowałam?' - posmutniałam, lecz po chwili skarciłam się w duchu za zadręczanie jego osobą. 'To on jest wszystkiemu winien, to on mnie pocałował, to że czuję się tak fatalnie to jego wina. Nie będę się przez niego zadręczać. Sam jest sobie winien.' - zacisnęłam ręce w pięści ze złości.
Przez cały ten czas, który spędziłam w łóżku, starałam się wymazać z pamięci cały poniedziałek, a zwłaszcza pocałunki Kima. 'To, że Kim skradł mój pierwszy pocałunek, wcale nie oznacza, że pocałunek z Maxem nie może dojść do skutku... To nic nie zmienia pomiędzy Maxem, a mną... Nadal mogę przeżyć z nim, jeśli nie pierwszy to przynajmniej wymarzony pocałunek.' - postanowiłam.
W poniedziałek odważnie ruszyłam do szkoły, nie myślałam już o tym co się wydarzyło zeszłego poniedziałku, a przynajmniej starałam się o tym nie myśleć. Gdy tylko przypomniało mi się coś z tego feralnego dnia, starałam się jak najszybciej wyrzucić to z głowy i nie myśleć o tym. Byłam spóźniona na lekcję, 10 minut. Przed wejściem do klasy wzięłam głęboki wdech i z szamoczącym sercem, otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg klasy ze spuszczonym wzrokiem:
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - ukłoniłam się nauczycielowi po czym zajęłam, swoje miejsce.
Max odwrócił się do mnie z wesołym uśmiechem, odpowiedziałam mu tym samym.
Po lekcji, Max natychmiast się do mnie odwrócił:
- Nareszcie jesteś! - wykrzyknął wesoło, po czym złapał mnie za rękę. - Już wszystko dobrze? - spytał zmartwiony.
- Tak. Już wszystko w porządku - uśmiechnęłam się szczerze.
Cieszyłam się, że znów go widzę.
- Więc, może wyjdziemy gdzieś razem po lekcjach? - uśmiechnął się zachęcająco.
- Pewnie. - przytaknęłam.
Gdy zadzwonił dzwonek, nachylił się lekko ku mnie:
- Tęskniłem za Tobą - musnął delikatnie palcami mój policzek.
Czułam, że robię się czerwona, Nie wiedzieć czemu spojrzałam na Kima, siedział pochmurny, wpatrzony w podłogę. Kątem oka napewno wszystko widział, bo gdy spojrzałam na niego odwrócił głowę w stronę okna. 'Nie był u Jessicy?' - pomyślałam zaskoczona, po chwili skarciłam się w myślach, że martwię się o niego 'Sam jest sobie winny.' - pomyślałam, po czym skupiłam się na lekcji.
Podczas kolejnych przerw, gadałam z Maxem jak najęta, jakbyśmy nie, nie widzieli się tydzień, ale cały rok. Opowiadał o tym co działo się w szkole podczas mojej nieobecności, o sprawdzianach, o nowych płytach, które wyszły, rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim. Po skończonych lekcjach wyszliśmy z Maxem z klasy trzymając się za ręce. Przed klasą stała Jessica, a mnie i Maxa zatrzymała Tiffany, było mi niezręcznie spojrzeć jej w oczy, ale jakoś musiałam...:
- Hej Tiff - wykrzyknęłam, próbując pokazać radość.
- Hej. Co się stało? Nie chodziłaś do szkoły cały tydzień... Martwiłam się. - uśmiechnęła się lekko.
- Byłam chora, ale już wszystko dobrze. - uśmiechnęłam się uspokajająco.
- Przepraszam, że pytam dopiero teraz, ale nie chciałam wam wcześniej przeszkadzać, chciałam byście mogli się sobą nacieszyć. - tłumaczyła się.
Już miałam odpowiedzieć, gdy Kim wyszedł z klasy, a Jessica rzuciła się na niego z piskiem, zagłuszającym wszystko inne. Wszyscy odruchowo spojrzeliśmy w ich stronę:
- Kochanie! Tak się martwiłam! Twoja mama mówiła, że jesteś chory. Pytałam ją czy mogłabym się Tobą zająć, a ona odmówiła, pytała Cię w ogóle czy odmówiła za Ciebie? - pytała przejęta, kładąc mu ręce na ramiona.
- Pytała i odmówiłem. - odpowiedział cicho, ale staliśmy tuż obok, więc i tak wszystko słyszeliśmy. Złapał ją za nadgarstki po czym pozbył się jej rąk ze swoich ramion.
- Dlaczego? Ja tak bardzo chciałam się Tobą zająć. - mówiła z żalem.
- Proszę, przestań... W zeszły poniedziałek coś Ci powiedziałem, nie chcę się powtarzać. - westchnął.
- Tak, ty powiedziałeś i podąłeś decyzję, również za mnie! - podniosła głos. - Ja się na to nie zgadzam! Za długo o Ciebie walczyłam, żeby teraz tak po prostu pozwolić Ci odejść! - mówiła z wyrzutem.
Westchnął, po czym ruszył w stronę wyjścia. Gdy nas mijał spojrzał na nas, zatrzymując swój wzrok na mnie. W jego oczach dojrzałam ból i zmęczenie, co spowodowało, że poczułam się gorzej. Po chwili spuścił wzrok i zniknął za drzwiami szkoły.
Serce ściskało mi się z żalu, gdy przypomniałam sobie ten wzrok, bolało mnie, że cierpi tak z mojego powodu, ale nic nie mogłam na to poradzić. W końcu, to Maxa kochałam. Po chwili Jessica pobiegła za nim.
- Ta dziewczyna naprawdę nigdy się nie poddaje. - zaśmiał się Max.
Spuściłam wzrok, po czym spojrzałam na Tiffany, jej oczy aż błyszczały, a na jej ustach pojawił się lekki, niekontrolowany uśmiech. Nie musiałam o nic pytać, wiedziałam, że cieszy się, że Kim jest znów wolny.
- Wracając do tematu, to... - zaczęłam, zwracając się do Tiffany, bo jakoś ciążyła mi panująca cisza - Nigdy mi nie przeszkadzasz, więc jak chcesz ze mną o czymś porozmawiać czy coś, to śmiało mów, a Max przeżyje jakoś tę chwilę beze mnie - wysiliłam się na uśmiech.
- No nie wiem, nie wiem... - zaśmiał się, po czym pocałował mnie w czoło.
Gdy już rozstaliśmy się z Tiff, poszliśmy razem na miasto, na kolację, a później do kina. W ciemności, zerkałam co chwila na Maxa, byłam spięta jak na pierwszej randce, ośmieliłam się dopiero kiedy złapał mnie za rękę. Przy scenie pocałunku, poczułam jak ścisnął moją dłoń trochę mocniej, przez co wstrzymałam oddech w napięciu, już myślałam, że nachyli się do mnie, by mnie pocałować, lecz tak się nie stało. 'Może to i dobrze... Całowanie się w kinie nie jest zbyt romantyczne' - stwierdziłam. 'Chociaż... Całowanie z nim samo w sobie brzmi wyjątkowo' - uśmiechnęłam się pod nosem. Położyłam głowę na ramieniu Maxa, było mi tak przyjemnie, że nie wiedzieć kiedy - zasnęłam, obudził mnie dopiero po skończonym seansie, gładząc mnie lekko po policzku.
- Co? - obejrzałam się zdezorientowana po obudzeniu się - Zasnęłam? Przepraszam... Trzeba było mnie obudzić. - ziewnęłam.
- Nic nie szkodzi... Byłaś chora cały tydzień, masz prawo być zmęczona. - uśmiechnął się, a w jego głosie można było dosłyszeć troskę.
W takich momentach czułam najbardziej jak bardzo na niego nie zasługuję, lecz w ciągu następnych kilku dni zaczęłam uczyć się żyć z tą myślą.
Każdego dnia traktowałam Kima jakby był niewidzialny, przynajmniej tak starałam się go traktować... Max kiedy nie mieliśmy się z czego uczyć, wyciągał mnie w różne miejsca w mieście, bawiłam się z nim świetnie, tylko trochę przeszkadzała mi jego nadopiekuńczość. Do tego coraz bardziej chciałam, by w końcu mnie pocałował, zacierając wspomnienia o pocałunku Kima, a on jak na złość tego nie robił.
Pewnego piątku, przed bramą szkoły, czekał na mnie Kim. Postanowiłam, przejść obok niego jakby był niewidzialny, lecz on chyba domyślił się co planuję, bo zastąpił mi drogę, nie pozwalając mi przejść. Chciałam go jakoś ominąć, ale czy robiłam krok w prawo, czy w lewo, on nadal zastępował mi drogę:
- Pogadajmy... - spojrzał na mnie z prośbą w oczach.
- Nie mamy o czym. - Odpowiedziałam sucho - Przepuść mnie.
- Nie. Do puki ze mną nie porozmawiasz, nie dam Ci przejść.
- Spóźnimy się na lekcje... - próbowałam się wymigać.
- Do lekcji mamy jeszcze... - spojrzał na zegarek - ...15 minut, do tego jak się chwilę spóźnimy, nic się nie stanie.
- Zrozum, że nie mam ochoty na rozmowy z Tobą... - westchnęłam.
- Proszę... - Na jego twarzy malował się taki smutek i desperacja, że nie byłam w stanie dłużej odmawiać.
- Mów co masz do powiedzenia... - powiedziałam zrezygnowana - byle szybko - dorzuciłam.
- Chciałem Cię prosić, byś nie odcinała się ode mnie. - mówił smutno - Tęsknię za Tobą... Jeśli nie możemy być razem to bądźmy chociaż przyjaciółmi, nie odbieraj mi kontaktu z sobą...
Z jednej strony gdy tak na niego patrzyłam, na jego smutną twarz, oczy, było mi go tak szkoda, że serce mi się topiło. Z drugiej jednak, poczułam się zła, że śmie mnie prosić o przyjaźń, po tym co zrobił. Czułam w sercu taki żal, że nie wytrzymałam i wybuchłam :
- Co?! Jak śmiesz prosić mnie o przyjaźń po tym wszystkim?! - mówiłam z wyrzutem - Jak Ty to sobie w ogóle wyobrażasz?! Myślisz, że będę miała siłę przyjaźnić się z Tobą po czymś takim?! Chyba sobie żartujesz! - podnosiłam głos coraz bardziej - Nigdy... Nigdy Ci nie wybaczę... Od dziś dla mnie nie istniejesz! - krzyczałam ze złością - Idź do Jessicy! Nich Cię pocieszy! Na mnie nie masz co liczyć!
Jego oczy zaszkliły się jakby chciało mu się płakać, nie mogłam, nie chciałam, nie miałam siły na to patrzeć... Odepchnęłam go, robiąc sobie przejście, po czym poszłam do szkoły, nie oglądając się za siebie. Po chwili zaczęły dręczyć mnie wyrzuty sumienia, że tak go potraktowałam. 'Zrzuciłam na niego całą złość jaką czułam do siebie' - stwierdziłam z goryczą. Przez chwilę, pomyślałam nawet, by wrócić i go przeprosić, lecz doszłam do wniosku, że będzie lepiej, jak tego nie zrobię. 'Lepiej, by pocierpiał teraz przez chwilę, niż jakby miał cierpieć cały czas, przyjaźniąc się ze mną. Po tym co mu powiedziałam, zapomni o uczuciu do mnie, znienawidzi mnie i zwiąże się z kimś wartościowym, może nawet z Tiffany' - próbowałam się sama przed sobą usprawiedliwiać, do oczu napłynęły mi łzy, lecz powstrzymywałam je zawzięcie. 'Tak będzie lepiej...' - myślałam oddychając głęboko, by się nie rozpłakać.
Kim tego dnia nie przyszedł na lekcje. Sumienie dręczyło mnie, że tak go zraniłam, ale nie miałam innego wyjścia. Tak naprawdę, zrozumiałam, że nie raniłam go za wszystko, winiłam tylko siebie, ale to wszystko uświadomiłam sobie dopiero po tym jak go potraktowałam. Nie mogłam się na niczym skupić, na żadnej rozmowie, na lekcjach, na niczym.
W sobotę znów byłam umówiona z Maxem, starałam się nie myśleć o niczym innym tylko o nim, znów zastanawiałam się, czy nadarzy się okazja, by mnie pocałował? Przez cały czas chodziłam rozchwiana emocjonalnie, raz zadręczałam się myślami o Kimie, raz cieszyłam na nadchodzące spotkanie z Maxem, które mogło się skończyć naszym pierwszym pocałunkiem. Byłam taka jak pogoda tej jesieni... Raz padało lub było zimno, innym razem słońce świeciło tak jak w wakacje. Tej soboty nie było ani zimno, ani ciepło. Taki sam był mój nastrój, nie potrafiłam się cieszyć nawet na myśl o spotkaniu z Maxem, ani nie miałam ochoty płakać. Czułam jakbym była pusta w środku, co samą mnie dziwiło. Max bardzo się starał tego dnia, zabierał mnie praktycznie wszędzie... Do kina, na obiad, na kręgle, do cukierni, na samym końcu poszliśmy na spacer nad rzekę. Szliśmy akurat przez most, trzymając się za ręce, gdy nagle się zatrzymał, stanął przede mną, musnął moje policzki palcami, po czym mnie pocałował, zamknęłam oczy by cieszyć się tą chwilą. Całował mnie delikatnie, z wyczuciem, czułam, jak się stara przekazać w tym pocałunku to co do mnie czuje. 'Usta ma twardsze niż Kim' - pomyślałam, po czym skarciłam się za to w myślach. 'Dlaczego o nim myślę? Teraz już zawsze będę porównywała każdy pocałunek do tego pierwszego?' - pomyślałam z przerażeniem, zacisnęłam mocniej oczy, by skupić się na pocałunku, zarzuciłam Maxowi ręce na szyję, i wpiłam się trochę mocniej w jego usta, chciałam by było tak jak wtedy, gdy Kim mnie pocałował, by świat zaczął wirować i nogi się pode mną ugięły, ale nic takiego nie czułam... Pocałunek Maxa był przyjemny, ale bez fajerwerków. Gdy skończyliśmy się całować, Max spojrzał mi w oczy z nieśmiałym uśmiechem, odwzajemniłam go, ale czułam się trochę rozczarowana. 'Pocałunki z Kimem sprawiły na mnie większe wrażenie, bo to były moje pierwsze pocałunki... Z Maxem nie było tak samo, bo już wiedziałam jak to jest.' - tłumaczyłam sobie w duchu.
W poniedziałek, Max wyciągnął mnie do najlepszej jego zdaniem knajpy w mieście. Gdy czekaliśmy na zamówione wcześniej spaghetti, zauważyłam, że Jessica ukazała się w wejściu, ku mojemu zaskoczeniu była z Kimem, ciągnęła go za rękę do środka. Obserwowałam ich kątem oka, zamówili, Kim zapłacił, po czym Jessica zaczęła rozglądać się po sali, poszłam za jej wzrokiem i z paniką uświadomiłam sobie, ze nie ma już wolnych miejsc. Max zauważył ich, bez konsultacji ze mną, wstał i zawołał :
- Kim!
Nieśmiało spojrzałam kątem oka w ich stronę. Kim rozejrzał się zdezorientowany, po czym nas dostrzegł, z jego miny nie potrafiłam nic odczytać.
- Chodźcie do nas... - zaprosił ich Max.
Byłam zła i skrępowana zarazem, nie wyobrażałam sobie, jak ma wyglądać nasz wspólny posiłek. 'Jeśli z nami usiądą nic nie przełknę...' - stwierdziłam.
Spojrzałam nieśmiało w stronę Kima i Jessicy, wyglądali jakby się sprzeczali 'Uff... Nie chce z nami usiąść...' - pomyślałam z ulgą, po chwili Jessica złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć do naszego stolika.
- Cześć. - uśmiechnęła się szeroko, gdy już do nas dotarli.
- Hej. - odpowiedział z uśmiechem Max.
Ja tylko machnęłam jej ręką ze sztucznym uśmiechem.
- Siadajcie z nami. - uśmiechnął się Max po czym przesiadł się, byśmy mogli siedzieć obok siebie, a oni na przeciwko nas.
- Nie, dzięki. - odpowiedział ponuro Kim. - Może zaraz coś się zwolni. - zaczął rozglądać się po sali.
- Ojj, kotek! Nie wygłupiaj się tylko siadaj. - Nakazała mu Jessica, po czym zajęła miejsce na przeciwko Maxa.
Kimowi nie pozostało nic innego jak jej posłuchać, westchnął ciężko i zajął miejsce na przeciwko mnie. Czułam się nieswojo, nie wiedziałam gdzie mam podziać wzrok... Kim siedział na przeciwko mnie ze wzrokiem wbitym w blat stołu, w ogóle na mnie nie patrzył. Jeszcze nigdy nie czułam się, aż tak skrępowana, chciałam jak najszybciej stamtąd uciec, ale wiedziałam, że nie mogę. Siedzieliśmy tak w niezręcznej ciszy, czekając na zamówienie. W końcu Max postanowił się odezwać :
- Widzisz Kim, tak nie zgadzałeś się pójść z nami na podwójną randkę, a teraz siedzisz tu z nami. - zaśmiał się.
Kim sztucznie się do niego uśmiechnął. Po czym znów wbił wzrok w blat stołu.
- Tak w ogóle to gratuluję. - Max zwrócił się do Jessicy.
- Gratulujesz? Czego? - spytała zdziwiona Jessica.
- Tego, że w końcu udało Ci się zdobyć Kima. - zaśmiał się - Chyba nie było łatwo tego dokonać?
- Ojj, żebyś wiedział. - zachichotała jak idiotka - Właściwie to zdążyliśmy już się nawet rozstać i wrócić do siebie. - zadowolona położyła Kimowi rękę na udzie.
Dostrzegłszy to, poczułam jakby ktoś mnie uderzył w żołądek. 'Co jest?' - skarciłam się w duchu.
- Rozstać się? - zdziwił się Max.
- Tak. Kim robił problemy, postanowił mnie rzucić, ale na szczęście w zeszły piątek przyszedł do mnie z taką miną jakby dostał wyrok śmierci za niewinność, pomyślałam, że cierpi tak, dlatego że żałuje, że mnie rzucił, więc zaproponowałam, żeby do mnie wrócił i bach! Znów jesteśmy razem. - zacieszała.
Przeniosła rękę z uda Kima na stół, gdzie złapała go ceremonialnie za rękę, którą trzymał na stole. Odruchowo spojrzałam na Kima, wtedy on po raz pierwszy tego wieczora podniósł na mnie wzrok. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Z jego oczu nie mogłam nic wyczytać, bo nie chciałam zbyt długo się w niego wpatrywać, zbyt niezręcznie się czułam. Po chwili Max zwrócił się do Kima :
- Mam nadzieję, że tym razem już obędzie się bez rozstań i jakoś Wam się ułoży. - uśmiechał się mówiąc to.
- Zobaczy się. - odparł sucho Kim, po czym znów wbił swój wzrok we mnie.
Przyniesiono nam nasze zamówienia, wszyscy zamówiliśmy spaghetti, co było przyczyną napadu śmiechu u Jessicy. Wszyscy spojrzeliśmy na nią z politowaniem. Nie mogłam jeść, nic nie przeszło by mi przez gardło, więc tylko kręciłam makaron na widelcu, by stworzyć jakieś pozory jedzenia.
- Ambi... - Max spojrzał na mnie - Coś się stało?
- Nie, dlaczego pytasz? - uśmiechnęłam się lekko.
- W ogóle się nie odzywasz... Źle się czujesz? - przyjrzał mi się zatroskany.
- Nie, wszystko w porządku... - by jakoś się wytłumaczyć, dodałam - Po prostu ostatnio odniosłam wrażenie, że Jessica mnie nie polubiła, więc nie wiem za bardzo co mogłabym powiedzieć...
- To nie tak, że Cię nie lubię... - pośpieszyła z wyjaśnieniami - Po prostu jestem podejrzliwa w stosunku do każdej dziewczyny, która kręci się wokół Kima, a ty zakomunikowałaś, że jesteś jego przyjaciółką, co było dla mnie dziwne, bo nie często spotyka się damsko-męskie przyjaźnie. - uśmiechnęła się sztucznie.
- No tak... Rozumiem. - odparłam z wymuszonym uśmiechem.
Spojrzałam na Kima, tym razem siedział z utkwionym we mnie wzrokiem, po czym spojrzał na Jessicę, uśmiechnął się do niej, mówiąc:
- Teraz widzisz, że jest z Maxem, więc chyba nie masz się czym przejmować... - po czym znów skierował wzrok na mnie.
Czułam się głupio 'Po co ten tekst?! Chciał mnie nim wyprowadzić z równowagi? Dupek!' - myślałam ze złością - 'Jeszcze jak to się do niej uśmiechnął... Lovelas jeden.' - zacisnęłam wargi ze złości.
- Kochanie... Ale czemu nic nie jesz? - wypiszczała jakby mówiła do dziecka.
Nabiła na swój widelec kawałek mięsa, po czym podetknęła go Kimowi pod nos :
- Powiedz Aaa... - zaśmiała się jak idiotka.
Skrzywiłam się widząc to, a Kim spojrzał na mnie , po czym otworzył posłusznie usta.
- Dobry chłopiec - pochwaliła go, po czym pocałowała w policzek - Dopiero co byłeś chory... Musisz dużo jeść. - pouczyła go.
'Bosz, co za idiotka... Bierze go za swoje dziecko czy jak?' - myślałam z irytacją - 'A Kim? Nie lepszy... Daje jej się karmić jakby sam nie mógł jeść. Się dobrali...' Karmienie go robiło jej taką przyjemność, że aż trudno było uwierzyć własnym oczom. 'Pokażę jej, że nie tylko ona ma tu faceta...' - postanowiłam ze złością. Bez słowa dotknęłam ust Maxa, udając, że coś wycieram, on spojrzał na mnie lekko zaskoczony.
- Miałeś na ustach trochę sosu. - wyjaśniłam z czarującym uśmiechem, przynajmniej tak mi się zdawało.
Max nachylił się do mnie i zaczął mi mówić coś na ucho, ale nie słuchałam go, moje myśli zbyt zagłuszały jego słowa. Tylko uśmiechałam się przez ten cały czas, a na końcu zaczęłam się śmiać, zasłaniając lekko usta dłonią. W duchu modliłam się, by to co mówił, było śmieszne, by nie wyjść przed nim na idiotkę, która śmieje się ze wszystkiego. Na szczęście, to chyba mogło być coś zabawnego, bo jak skończył szeptać mi do ucha, uśmiechnął się do mnie szeroko, zadowolony. Złapałam Maxa za rękę, po czym położyłam ją sobie na kolanach i zaczęłam bawić się jego palcami, co chwila wysyłając mu słodkie uśmiechy, przy okazji zerkając na Kima. Dopiero teraz dostrzegłam, że jest zły i przybity zarazem. Uświadomiłam sobie, że dręczę go swoim zachowaniem, ale patrząc na to co robi Jessica, nie mogłam się powstrzymać... Ta małpa zaczynała coraz bardziej przeginać, bawiła się jego kołnierzykiem od koszuli, a on bezmyślnie grzebał w talerzu widelcem. Po chwili zaczęła jeździć palcem po jego szyi, w górę i w dół, uśmiechając się przy tym zalotnie. Wtedy poczułam taki napływ gniewu, że czułam jakbym zaraz miała eksplodować.
- Misiu... Idziemy? - spytałam słodko Maxa.
Spojrzał na mnie zdezorientowany, lecz po chwili odpowiedział z uśmiechem :
- Jeśli chcesz... ale... - spojrzał na mój talerz - ...prawie nic nie zjadłaś
- Nie jestem głodna - machnęłam ręką - Chodźmy.
- Jak sobie życzysz... - uśmiechnął się szeroko po czym pomógł mi włożyć płaszcz, poprawił szalik, a nawet włożył na głowę czapkę.
Kątem oka widziałam, że Kim przez cały ten czas nas obserwował z zaciśniętymi ustami.
- Cześć Wam. - uśmiechnął się do nich Max.
- Narazie, miłego wieczora! - uśmiechnęła się Jessica.
- Wzajemnie. - Max złapał mnie za rękę i ruszyliśmy ku wyjściu.
Za plecami usłyszałam jeszcze głos Jessicy :
- Nasz napewno będzie miły, prawda?
Chciałam się odwrócić, lecz się powstrzymałam, wytężyłam słuch by usłyszeć odpowiedź, ale nie padła.
Mijał czas, a ja czułam się coraz bardziej zła, poirytowana i zmęczona wszystkim. Irytowało mnie to, że nie cieszyły mnie pocałunki z Maxem, całowałam się z nim od tak, tylko po to by się całować, zastanawiałam się cały czas 'Czy to właśnie tak powinno wyglądać w związku?', sama nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Natomiast złościło i jeszcze bardziej irytowało mnie to, że każdego dnia, od kiedy Kim i Jessica wrócili do siebie, musiałam znosić oglądanie ich razem. Tym razem Kim nie znikał na przerwach, zostawał w klasie, a ona przychodziła do niego. Na krótszych przerwach było to jeszcze jakoś do zniesienia, ale na przerwie obiadowej, która sama w sobie była długa, to jeszcze ciągnęła mi się jeszcze dłużej przez zachowanie Jessicy, nie robiła sobie nic z tego, że w klasie prócz niej i Kima zostawał także Max, Ja i Tiffany, tylko kleiła się do Kima... Od naszej nieszczęsnej podwójnej randki minęły już 3 tygodnie, a ja miałam ją coraz bardziej po dziurki w nosie. W piątek, ostatniego tygodnia listopada przeszła samą siebie... Usiadła Kimowi na kolanach i całowała go jak opętana. Starałam się nie zwracać na nich uwagi, ale mój wzrok sam, bezwiednie padał na tę dwójkę. Przez tą małpę i jej czułości na przerwach obiadowych, nie mogłam skupić się na żadnej rozmowie, nawet na słowach Maxa, gdy mówił coś do mnie docierało do mnie chyba tylko jakieś jedno słowo na trzy. Siedziałam z zaciśniętymi w pięści, dłońmi, prowadząc w głowie swój monolog o tym jaka Jessica jest bezwstydna i wstrętna, gdy Max nagle pomachał mi ręką przed oczami:
- Ejj, Ziemia do Amber. - zawołał.
- Tak? Co mówiłeś? - otrząsnęłam się z myśli.
- Co się dzieje? - patrzył na mnie podejrzliwie - Ostatnio prawie wcale mnie nie słuchasz, tylko bujasz w obłokach. Tzn. źle to ująłem... Jakbyś bujała w obłokach miałabyś rozanieloną minę, a ty masz jakbyś była zła... - skwitował.
- Nie, nie jestem zła. - uśmiechnęłam się uspokajająco.
- Przecież widzę... - nalegał.
- Nie jestem zła, po prostu wkurza mnie tylko zachowanie Kima i Jessicy. - wyznałam szczerze - Zachowują się jakby nikogo prócz nich tu nie było. Miziają się przez całą przerwę jakby myśleli, że innym oglądanie tego sprawia przyjemność. - skrzywiłam się.
Max uśmiechnął się do mnie i pogłaskał mnie po policzku:
- Mnie też się to niezbyt podoba, ale staram się nie zwracać na to uwagi. Zamiast patrzyć na nich, patrz na mnie. - uśmiechnął się szeroko.
'Łatwo Ci mówić' - pomyślałam ze złością, po czym mój wzrok znów powędrował w stronę Jessicy i Kima. Max podążył za moim wzrokiem:
- Jessica już taka jest i nic na to nie poradzimy... Cieszy się nim i tyle. - zaśmiał się.
- Jeśli przez to masz na myśli, że jest puszczalska to się zgadzam. - uśmiechnęłam się sztucznie, na co Max tylko odpowiedział śmiechem.
Na jednej z lekcji tego dnia, nauczyciel przyszedł z koszyczkiem z jakimiś małymi karteczkami.
- W tym miesiącu Waszej klasie przypadł zaszczyt pomocy przy sprzątaniu Biblioteki. - oznajmił - Pani Bibliotekarka zaznaczyła, że 2 osoby wystarczą. Domyślam się, że żadne z Was nie jest chętne do pomocy, więc zrobimy losowanie. W koszyku są 2 karteczki z dużą literą B, ten kto na nie trafi, musi przyjść w sobotę, by pomóc w porządkach - zakomunikował z uśmiechem na twarzy, po czym ruszył w podróż po klasie, by rozdać karteczki.
Gdy wylosowałam swoją, modliłam się, by moja karteczka była czysta, lecz oczywiście przypadł mi zaszczyt posiadania nieszczęsnego B. Popukałam Maxa w plecy z nadzieją, że może to jemu trafiła się druga nieszczęśliwa karteczka. Gdy odwrócił się do mnie pokazał mi z uśmiechem czystą karteczkę. Skrzywiłam się po czym poznał, że mam B, uśmiechnął się pocieszająco.
'Może druga karteczka przypadnie Tiffany?' - myślałam z nadzieją. 'Może przypaść każdemu byle nie Kimowi, proszę' złożyłam ręce, prosząc Boga, by mnie wysłuchał. Jednak na moje nieszczęście 2-ga kartka przypadła właśnie jemu.
W nieszczęsną sobotę, gdy pomagaliśmy z Kimem sprzątać bibliotekę, nie odzywaliśmy się do siebie ani jednym słowem, nawet na niego nie patrzyłam, jedynie kątem oka, by nie zauważył. On też zdawał się nie zwracać na mnie uwagi. Cały czas zastanawiałam się 'Czy Jessica zdołała już tak go pocieszyć, że już o mnie zapomniał?' - to pytanie dręczyło mnie tak bardzo, że miałam ochotę go o to zapytać, ale coś w mojej głowie powtarzało 'Sama tego chciałaś', dzięki czemu zrezygnowałam z tego pomysłu. Gdy układałam książki już na ostatniej półce, zerknęłam czy Kim też już skończył, ale ku mojemu zaskoczeniu, już go nie było. Rozejrzałam się do koła 'Nawet się nie pożegnał' - westchnęłam cicho, po chwili przypominając sobie 'W sumie to nawet się nie przywitaliśmy, więc po co miał się żegnać?'. Wychodząc z biblioteki zauważyłam, że Kim leży z zamkniętymi oczyma na ławce w holu, wyglądał jakby spał, rozejrzałam się do koła, a że nikogo wokół nie było, przystanęłam nad nim, cicho mu się przyglądając. 'Wygląda słodko kiedy śpi' - uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym mój wzrok bezwiednie, spoczął na jego ustach. Coś ścisnęło mnie za serce, lecz sama nie wiedziałam co. Gdy się tak w niego wlepiałam, on po chwili otworzył oczy zaspany. Wyprostowałam się ekspresowo, po czym speszyłam, że przyłapał mnie na gapieniu się na niego. Zmienił pozycję na siedzącą, po czym spytał lustrując mnie wzrokiem:
- Masz do mnie jakąś sprawę?
- Ja... - zamilkłam nie wiedząc co powiedzieć - Chciałam Cię o coś prosić. - wypaliłam tylko po to by coś odpowiedzieć.
- Tak? O co? - zdziwił się szczerze.
- Czy mógłbyś powiedzieć swojej dziewczynie, by trochę przystopowała z klejeniem się do Ciebie w klasie? - spytałam bez namysłu, ale po chwili pożałowałam tych słów, zagryzałam wargę w oczekiwaniu na odpowiedź.
Ku mojemu zdziwieniu, uśmiechnął się szeroko, kręcąc głową z niedowierzaniem :
- Jesteś zazdrosna? - spytał z uśmiechem, unosząc jedną brew ku górze.
Zatkało mnie, otworzyłam szeroko buzię ze zdziwienia :
- Co?!... Ja?!... Nie!... No chyba sobie żartujesz!... - wydusiłam zawstydzona.
Kim śmiał się pod nosem, więc pośpieszyłam z wyjaśnieniem :
- Po prostu... Eee... No... ten... denerwuje mnie fakt, że zachowujecie się tak przy innych. - odetchnęłam z ulgą, że w końcu to z siebie wydusiłam.
- Napewno tylko o to chodzi? - uśmiechał się pewny swego, po czym złapał mnie za nadgarstek, przyciągnął do siebie i usadził mnie, sobie na kolanach.
Serce waliło mi jak oszalałe, byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć.
- Gdybyś tylko chciała... Ty byłabyś na jej miejscu... - wyszeptał mi do ucha.
Próbowałam podnieść się z jego kolan, ale trzymał mnie mocno, a jego gorący oddech, pieszczący moje ucho odebrał mi siły, więc nie dałam rady się wyswobodzić.
Dotknął dłonią mojego policzka, delikatnie kierując moją twarz ku swojej. Zbliżył swe usta do moich, szepcząc dalej :
- Chcesz zobaczyć jakby to było?
Obezwładnił mnie swym gorącym oddechem, który dotykał mych warg, swoimi ciemnymi oczami, spoglądającymi raz w moje oczy, raz na usta. Czułam jakby moje serce zatrzymało się na chwilę, jakby zamarło w oczekiwaniu. Coś ścisnęło mnie za gardło, jakieś niewyobrażalnie wielkie pragnienie, nie myślałam o niczym, nie byłam w stanie, bezwiednie rozchyliłam lekko usta. Wtedy on delikatnie musnął wargami moje usta. Zadrżałam, moje gardło ścisnęło się jeszcze bardziej. Pragnęłam by przestał mnie dręczyć, by w końcu mnie pocałował, już, teraz, zaraz, natychmiast. Patrzyłam na niego mętnym wzrokiem. Kręciło mi się w głowie. Uśmiechnął się lekko, już miał mnie pocałować, gdy wokół rozległ się krzyk Jessicy :
- Co tu się dzieje!?
Mi ta część podoba się tak samo jak wcześniejsze ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo mnie to cieszy ;D
UsuńWow jesteś po prostu niesamowita :D nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :P
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie, aż się zaczerwieniłam xD ( poważnie xD )
UsuńJutro powinnam wrzucić następny ;]
Straszną czcionką piszesz, bolą od niej oczy, tego nie da się czytać.
OdpowiedzUsuńMi się podoba. Zaproponuj lepszą to może zmienię. ;p
UsuńJak ja bym chciała być na miejscu Amber ;D
OdpowiedzUsuńPs. mi czcionka nie przeszkadza... :)
Ja też ;D ;p
UsuńCieszę się ;]
UUUU ale zakończenie :D Będzie się działo!
OdpowiedzUsuńA Kim niby taki twardziel, ale jednak romantyk:)))
ps mi czcionka też nie przeszkadza:)
Właśnie tak miał wyglądać xD
UsuńFajnie xD