Opowiadanie nr 1 ( część 4 )

Siemanko xD
Część 4-tą zrobiłam sporo dłuższą od pierwszych 3-ech, jeśli to wam przeszkadza i wolelibyście krótsze, to proszę o info w komentarzu xD


'Wymarzony pocałunek'

Część 4-ta.

               Po lekcjach, ruszyłam razem z Kimem w drogę powrotną do domu, gdy znaleźliśmy się już za bramą szkoły, zaczęłam nucić sobie coś pod nosem. Miałam nadzieję, że spyta co mi tak wesoło, jednak on, jak zwykle... Musiał mi dogryźć:
- Mogłabyś nie śpiewać? Wydajesz takie wysokie dźwięki, że zaraz wszystkie psy z okolicy się zlecą. - powiedział, ze śmiechem.
- Zgred! - wytknęłam mu język - Lepiej spytaj co mi tak wesoło. - uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Lepiej nie, bo znowu się rozkręcisz i buzia nie będzie Ci się zamykała - wyszczerzył ząbki.
- Przecież lubisz jak gadam - uśmiechnęłam się przekornie.
- Dobra już dobra, gadaj - uśmiechnął się.
- Mam przyjaciółkę! - podskoczyłam z radości niczym dziecko.
- Więc ja nie jestem Ci już potrzebny? - uniósł brew.
- Nie no, pewnie, że jesteś! Im więcej przyjaciół tym lepiej. - zatarłam chciwie ręce.
- Taka szkoda... - zaczął udawać rozczarowanego - już miałem nadzieję, że się Ciebie pozbędę - spojrzał na mnie, próbując zrobić smutną minę, ale nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Kłamczuch! - stanęłam na palcach i poczochrałam mu włosy.
- Tak naprawdę to już się przyzwyczaiłem do Twojego gadania... Zawsze tak mnie nim zmęczysz, że nie mam problemów z zaśnięciem. - parsknął śmiechem.
- Kochany jak zwykle... - ironicznie się uśmiechnęłam.
- Sama powiedziałaś, że "przyjaciele z siebie żartują" - zacytował mnie ze śmiechem.
- Tak, żartują, ale żarty żartami, a ty się ze mnie, bez przerwy nabijasz. 
- Dobra. Postaram się już tego nie robić.
- No więc... Wracając do tematu... - postanowiłam zacząć wprowadzać swój plan połączenia Kima & Tiffany w życie. - Zaprzyjaźniłam się z Tiffany, z naszej klasy. - spojrzałam na niego kątem oka.
- Z tą dziewczyną co jej mama jest ciężko chora? - spytał domyślnie.
- Dokładnie! - ucieszyłam się, że jednak wie o kogo chodzi. - jest zabawna, ładna, opiekuńcza, miła i wgl. fajna - zachwalałam ją, jednocześnie zerkając na niego, by odczytać z jego twarzy reakcję.
  Nic nie odpowiedział, więc postanowiłam kontynuować :
- A Ty co o niej myślisz? 
- Nic. - odparł bez namysłu.
- Nie gadaj! Napewno coś o niej myślisz! - pociągnęłam go za rękaw, nalegając dalej - Każdy o każdym coś myśli, więc ty o niej też! Gadaj co Ci siedzi pod tą ciemną czupryną! - pociągnęłam go lekko, palcami, za włosy.
 Zatrzymał się i spojrzał w moją stronę z pobłażliwym uśmiechem na ustach:
- Wiem co knujesz... 
- Ja?! - oburzyłam się - No coś ty! Ja nic nie knuję! - udałam głupka i ruszyłam dalej. 
  Usłyszałam, że idzie za mną, po czym dorównał mi kroku :
- Chcesz mnie z nią wyswatać... Przyznaj się. - patrzył na mnie z wyczekiwaniem, pewny swego.
- A gdyby nawet to co? - tym razem to ja przystanęłam.
  Zatrzymał się razem ze mną.
- Więc jednak mam rację?! - wyszczerzył oczy - Lepiej wybij sobie od razu ten pomysł z głowy! - pogroził mi przed nosem palcem, niczym nauczyciel krzyczący na dziecko.
- Niby dlaczego?! - oburzyłam się.
  Wyglądało jakby się chwilę zastanawiał, w końcu odpowiedział :
- Bo nie lubię jak ktoś ingeruje w moje życie! - podniósł głos - Jesteśmy przyjaciółmi dopiero od kilku dni, a ty już chcesz mnie łączyć w parę z kim tylko popadnie? - spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nie "z kim tylko popadnie", tylko z najlepszą dziewczyną jaka mogłaby Ci się trafić!
- Co ty wiesz... - skrzywił się - powiedziałem Ci raz, wybij to sobie z głowy, albo z naszą przyjaźnią koniec. - odparł stanowczo i ruszył przed siebie. 
  Ruszyłam za nim, szedł szybko, chyba tylko po to, by dotrzeć jak najszybciej do skrzyżowania i się mnie pozbyć, ale nie dałam za wygraną, choć ciężko było dorównać mu kroku. Widziałam, że był zły, więc nie chciałam go jeszcze bardziej rozgniewać, postanowiłam narazie dać za wygraną i odnowić ten temat kiedy indziej.
- Przepraszam...  
- Spoko. - odpowiedział, ale widziałam, że dalej jest zły.
  Doszliśmy do skrzyżowania, więc skręcił, rzucając suche :
- Narazie.



             Byłam zła... Na samą siebie, za to, że byłam taka nachalna w stosunku do Kima oraz na Kima za to, że nie chce dać szansy Tiffany, było mi jej szkoda, kochała go już od tak dawna, a ja obiecałam, że jej pomogę. 'Nie zostawię tak tego... Za jakiś czas znów porozmawiam o tym z Kimem i przekonam go.' - postanowiłam.


            Następnego dnia, po lekcjach, Kim pakował się niezwykle wolno, podeszłam do niego i wykrzyknęłam wesoło :
- Co się guzdrasz?! Nie mamy całego dnia! - zaśmiałam się.
- Idź sama. - odpowiedział spokojnie.
- Nie żartuj, że wciąż jesteś zły za wczoraj - złapałam się rękoma pod boki i patrzyłam na niego podejrzliwie.
- Nie...- uśmiechnął się uspokajająco - już o tym zapomniałem - roztrzepał mi grzywkę.
  Natychmiast ją poprawiłam.
- To dlaczego karzesz mi iść samej?
- Bo ja mam inne plany, a mianowicie, to : nie wybieram się w tym samym kierunku co ty - pokazał mi język.
- A można wiedzieć gdzie się wybierasz? - zatrzepotałam rzęsami w nadziei, że mi powie.
- Nie - wyszczerzył ząbki - to tajemnica.
- Wredniak! - wytknęłam mu język i wyszłam z klasy urażona

           Przed klasą stała Tiffany, gdy tylko wyszłam podeszła do mnie:
- Mam prośbę, mogłabyś mi pożyczyć zeszyty z zeszłego tygodnia? Muszę uzupełnić notatki. - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Pewnie, w poniedziałek Ci przyniosę - zapewniłam ją.
  Po chwili z klasy wyszedł Kim, spojrzał zdziwiony na mnie i Tiffany, bezmyślnie pośpieszyłam z wyjaśnieniami :
- To nie tak jak myślisz... Ja nic... - zamilkłam, bo do Kima podbiegła jakaś ruda, długonoga dziewczyna, miała skróconą spódniczkę od mundurka i koszulę rozpiętą tak, by pokazać dekolt. Była ładna, choć strasznie mocno pomalowana. Wyglądała trochę jak... Panienka spod latarni.
- Co Ty tu robisz? - spytał ją szczerze zaskoczony Kim.
- Czekałam tam gdzie się umówiliśmy, ale tak długo nie przychodziłeś, że wystraszyłam się, że mnie wystawisz - zrobiła minę zbitego psa, po czym zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go namiętnie, nic nie robiąc sobie z tego, że ja i Tiff stoimy tuż obok.
  Spojrzałam na Tiff, miała łzy w oczach, musiałam coś zrobić, więc podeszłam do nich bliżej, głośno odchrząknęłam, co sprawiło, że 'Panienka' Kima wreszcie się od niego odkleiła i oboje spojrzeli na mnie.
- Hej! Jestem Amber! Przyjaciółka Kima. - wyciągnęłam rękę w kierunku dziewczyny, która zmierzyła mnie od góry do dołu i rzuciła sucho :
- Jessica.
 Skrzywiłam się w sztucznym uśmiechu, po czym opuściłam wyciągniętą do niej rękę.
- Więc to Ty jesteś powodem dla którego Kim znika ostatnio na każdej przerwie? - uśmiechnęłam się do niej sztucznie.
- Tak - odparła z zadowoleniem - Dużo czasu zajęło mi zdobycie go, ale w końcu JEST MÓJ - powiedziała to tak dobitnie, że śmiać mi się zachciało, ale się powstrzymałam.
  Kim stał bez słowa, próbując uwolnić się z oplatających jego szyję macek Jessicy, gdy w końcu mu się to udało, złapał ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia, na odchodne odwrócił się jeszcze by się pożegnać :
- Do poniedziałku - lekko się uśmiechnął, ale po jego minie poznałam, że jest skrępowany.
- Cześć. - wytknęłam mu język, po czym odwróciłam się w stronę Tiffany, ale już jej nie było.

              'Czyżby już poszła'? - zdziwiłam się w duchu. Zajrzałam do klasy, siedziała na miejscu Kima, z zakrytą dłońmi, twarzą, było słychać jak cicho płakała. Usiadłam na przeciwko niej
- Ja... Nic o tym nie wiedziałam... - próbowałam się jakoś wytłumaczyć.
- W porządku... - wychlipała, po czym wytarła oczy i próbowała się uspokoić - To nie Twoja wina... Ona powiedziała prawdę... Kocha się w nim tak samo długo jak ja, jest w naszym wieku, chodzi do klasy B... Z tą różnicą, że ona starała się o niego już od początku szkoły, a ja? Nic nie robiłam w tej sprawie... - łzy ponownie zaczęły jej spływać po policzkach - Myślałam, byłam pewna... że nic z tego nie będzie... Kim nie odpowiadał na jej zaloty przez te wszystkie lata, a teraz? Nagle zdecydował się z nią być... - rozpłakała się jeszcze bardziej - Może gdybym była taka jak ona, odważna, nieustępliwa, to byłby teraz ze mną, a nie z nią, a ja głupia ukrywałam swoje uczucia. - ponownie zasłoniła twarz rękami.
  Było mi jej strasznie szkoda, płakała tak bardzo, że myślałam, że zacznę płakać razem z nią. Ukucnęłam koło niej i przytuliłam ją, by ją jakoś pocieszyć.
  W końcu uspokoiła się na tyle, by móc wrócić do domu. Zaproponowałam, że ją odprowadzę, ale stanowczo odmówiła, stwierdziła, że chce być teraz sama, by ochłonąć nim rodzice ją zobaczą.

              W drodze powrotnej do domu, postanowiłam, że pozbędę się dziuni Kima i na jej miejsce wsadzę Tiffany. Z jednej strony było to wredne dla jednego mojego przyjaciela, w końcu już chciałam rozbić jego świeżo powstały związek, a z drugiej, było to wspaniałomyślne, dla mojej drugiej przyjaciółki, która miała tak dobre serce, że zasługiwała na szczęście. Nie mogłam pozwolić, by cierpiała. W końcu doszłam do wniosku, że to nie będzie w stosunku do Kima, aż takie wredne, w końcu byłam pewna, że z Tiffany będzie o wiele szczęśliwszy, niż z tym rudzielcem Jessicą.


             Kolejny tydzień minął mi niesłychanie wolno, Max ciągle pomagał w restauracji dziadków. Tiffany była niczym cień człowieka, smutna i pochmurna, a Kim, znikał na każdej przerwie, w poniedziałek znów po lekcjach, wybrał się gdzieś z Jessicą, wiec doszłam do wniosku, że tak już będzie zawsze, a że nie chciało mi się samej wracać do domu, poprosiłam tatę, by po mnie przyjeżdżał. Wokół mnie panowała smutna i szara atmosfera... Ja, byłam smutna z powodu znikomej ilości kontaktu z Maxem, Max był pochmurny z powodu ciągłego zmęczenia, Tiffany była zrozpaczona z powodu związku Kima, tylko Kim powinien być szczęśliwy, lecz wbrew pozorom on także był jakiś dziwny, był tak jakby zmęczony. 'Czyżby był zmęczony Jessicą, już na początku bliższej znajomości? Jeśli tak to lepiej dla mnie. Łatwiej mi będzie odkleić tą pijawkę od niego i połączyć go z Tiff.' - planowałam, zacierając ręce.


            W końcu nadszedł ostatni tydzień września. W poniedziałek tata przeprosił mnie za to, że nie będzie mnie już odbierał ze szkoły, ale musiał pracować na 2-gą zmianę. Nie miałam mu tego za złe, ale byłam zła, że będę musiała sama wracać, nudząc się po drodze. Jednak ta informacja to nie był jedyny minus dzisiejszego dnia, kolejnym, największym było to, ze Maxa nie było w szkole. 'Pięknie!' - myślałam z goryczą - 'nie dość, że przez ostatnie 2 tygodnie musiałam się zadowalać tylko chwilą rozmowy przed lekcjami i patrzeniem na niego jak śpi, to jeszcze teraz nawet tego nie mogłam robić.' - moje myśli stawały się coraz bardziej egoistyczne. Przestałam się bulwersować dopiero, gdy pomyślałam, że może nie ma go, bo odpoczywa? 'tak, z tego powodu mógłby wziąć sobie dzień wolny od szkoły.' - myślałam w duchu. Przez całe zajęcia, siedziałam wpatrzona jak głupia, w puste miejsce przede mną. Tęskniłam za nim niemiłosiernie...

              Po lekcjach spakowałam się wolno i ruszyłam w kierunku wyjścia, jeszcze nie zdążyłam przekroczyć progu klasy, a usłyszałam głos Kima :
- Ejj, Lalunia! Nie zaczekasz na mnie?
  Obejrzałam się instynktownie i spojrzałam na niego lekko zaskoczona.
- A co z Dziunią? - wyrwało mi się, po czym natychmiast skarciłam się w myślach.
- Z kim? - zaśmiał się - Z "Dziunią"? - podszedł do mnie, śmiejąc się pod nosem.
- Miałam powiedzieć z Jessicą... - poprawiłam się - ale mi się wyrwało. - skrzywiłam się.
- Dlaczego akurat "Dziunia"? - próbował powstrzymać śmiech.
- Ponieważ wygląda jak panienka spod latarni, bez obrazy... - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Spoko, nie gniewam się. - poczochrał mi grzywkę, po czym wyszedł z klasy.
  Popędziłam za nim.
- Więc... Nie czekasz na nią?
- Nie mam ochoty nigdzie dziś z nią wychodzić... Taka odpowiedź Ci wystarczy? - zerknął na mnie.
- Hmm... - udałam, że się zastanawiam - Wystarczy. Za to powiedz mi co ty w niej widzisz? - wypaliłam bez namysłu.
  Parsknął śmiechem, po czym odpowiedział :
- Nie wiem...
- Jak to nie wiesz? W końcu jesteś z nią z jakiegoś powodu... - spojrzałam na niego podejrzliwie - jesteśmy przyjaciółmi, więc... Gadaj! - nalegałam.
  Westchnął, przez chwilę nie odpowiadał, chyba zastanawiał się co ma mi powiedzieć :
- Ona kocha mnie od początku szkoły, musiałem dać jej w końcu szansę. - odparł.
  'Nie tylko ona kocha Cię tyle czasu...' - pomyślałam z goryczą o Tiffany.
- I tyle? - spojrzałam na niego szczerze zaskoczona.
- No i... - myślał przez chwilę - kiedyś trzeba się z kimś związać... - odparł sucho.
- Pff... Też mi powód! Mogłam Cię zeswatać z taką fajną dziewczyną, a ty wybrałeś pierwszą lepszą. - skrzywiłam się.
- Przestań już... - westchnął - Ona nie jest pierwszą lepszą. Kocha się we mnie od kilku lat i przez cały ten czas starała się, bym to w końcu docenił. - tłumaczył.
- Ale Tiffany też Cię kocha od kilku lat! - wypaliłam, po czym natychmiast ugryzłam się w język. - Miałam Ci tego nie mówić... - skrzywiłam się.
  Zatrzymał się, po czym spojrzał na mnie lekko zaskoczony, nic nie odpowiedział, więc postanowiłam kontynuować :
- Widzisz... Teraz możesz zostawić Jessicę, dla dużo lepszej od niej dziewczyny. - zatarłam ręce z zadowoleniem.
- Przestań. - ruszył dalej.
  Gdy dorównałam mu kroku, zauważyłam, że z naprzeciwka nadchodzi Max. Po jego minie poznałam, że jest zaskoczony, ale gdy doszedł do nas, uśmiechnął się lekko :
- Cześć - zatrzymał się przed nami, mierząc nas dyskretnie wzrokiem.
  Ja i Kim również się zatrzymaliśmy :
- Siemka - odpowiedział Kim.
- Hej! - pisnęłam, aż zrobiło mi się głupio.
 Kim spojrzał na mnie ze śmiechem. Było mi trochę głupio, ale mało co nie odleciałam z radości, że widzę Maxa, wyglądał lepiej niż w zeszłym tygodniu, co sprawiło, że jakoś lżej zrobiło mi się na sercu.
- Dlaczego dziś Cię nie było? - spytałam, nie mogąc opanować ciekawości.
- Musiałem trochę odpocząć.
- Od razu wyglądasz lepiej. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
 Max, odpowiedział mi uśmiechem, po czym spojrzał na Kima, później na mnie, a jego mina zrobiła się w tym czasie trochę dziwna, wyglądał jakby był trochę zły.
- Pójdę już...
- Nie! Nie chodź! - Odparowałam.
  Chciałam rzucić mu się na szyję i trzymać go tak mocno, by nie uciekł, ale się powstrzymałam.
- Muszę... Idę do restauracji dziadka, dziś zatrudnił nowego pracownika, muszę wprowadzić go w obowiązki i będę miał święty spokój. - uśmiechnął się - po za tym... Nie chcę Wam przeszkadzać... - zmierzył po kolei mnie i Kima, uśmiechnął się sztucznie - Cześć. - po czym odszedł.
  Słysząc "Nie chcę wam przeszkadzać" - zatkało mnie, nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. 'Czy on myślał, że Kim odprowadza mnie do domu?' - pomyślałam z przerażeniem, z szoku wyrwał mnie śmiech Kima :
- Ale masz minę! - brechtał się w głos.
  W odpowiedzi uderzyłam go w ramię :
- No co jest? - spytał po chwili - Powinnaś być szczęśliwa.
- Co?! Niby z jakiej okazji?! On pewnie myśli, że jak tylko się ode mnie odsunął, to zastąpiłam go Tobą! - skrzywiłam się ze złości, po czym kopnęłam kamyk, który leżał koło mojej nogi.
- Powinnaś się cieszyć, bo był zazdrosny. - skwitował.
  Słysząc to, zarumieniłam się.
- Faktycznie! Był zazdrosny! - wykrzyknęłam jak wariatka, po czym zaczęłam podskakiwać niczym małe dziecko.
- Pss... Co za dziewczyna... - westchnął i pokręcił ze śmiechem głową - przed chwilą mało się nie popłakała, teraz skacze jakby miała 5 lat... - spojrzał na mnie pobłażliwie.
- Jutro mu wytłumaczę, że tak naprawdę wcale mnie nie odprowadzałeś. - postanowiłam na głos. - Tylko jak ja to zrobię, żeby nie pomyślał, że się tłumaczę? - zamyśliłam się kompletnie, zapominając, że Kim mi towarzyszy.
 Zaczęłam iść dalej, a on ze mną. Był cicho, jakby nie chciał mi przeszkadzać. O swoim istnieniu przypomniał mi dopiero, gdy skręcił na skrzyżowaniu, na pożegnanie mówiąc, głośno:
- Nie myśl tyle, bo Ci się ostatni neuron wyczerpie. - wytknął mi język - Do jutra.
- Jak zwykle czarujący... - uśmiechnęłam się ironicznie - Do jutra.


                   Następnego dnia, Max wyglądał już normalnie, żeby nie powiedzieć - genialnie. Był wypoczęty i uśmiechnięty, wyglądał tak samo jak tego dnia, gdy go poznałam.
- Hej! - przywitał mnie czarującym uśmiechem.
- Cześć... -  odpowiedziałam mu wolno, jego uśmiech sprawił, że prawie mnie zatkało. 'Jak ja za tym tęskniłam' - myślałam rozanielona.
 Chciałam wyjaśnić mu jak najszybciej, że ja i Kim jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale nie chciałam mu tego mówić przy całej klasie, więc czekałam na dogodną chwilę, lecz nie trafiła się taka. Już martwiłam się, że nie będę miała, kiedy mu tego wytłumaczyć, gdy po lekcjach, stanął na przeciwko mnie i spytał z uśmiechem na twarzy :
- Idziemy?
  Spojrzałam na niego zaskoczona :
- Gdzie? - spytałam bezmyślnie.
- Chcę Cię odprowadzić. - uśmiechnął się tak czarująco, że nogi się pode mną ugięły.
 Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć, więc kiwnęłam głową na zgodę. Czułam jak moje policzki stają się gorące, znów się rumieniłam... 'Co on ze mną robi?' - pytałam oszołomiona samą siebie. Po chwili przypomniało mi się coś :
- A Kim? - rozejrzałam się po klasie, ale już go nie było.
- Odprawiłem go. Powiedziałem, że teraz znowu ja będę Cię odprowadzał. - mrugnął do mnie.
  Czułam jakby moje serce, miało wyskoczyć mi z klatki piersiowej i odlecieć. 'Znów będziemy spędzać ze sobą więcej czasu...' - myślałam szczęśliwa.

             Ruszyliśmy w drogę do mojego domu, oboje milczeliśmy, w głowie układałam sobie jak mam mu wytłumaczyć, że wczoraj szłam z Kimem, tak by nie wyglądało to na tłumaczenie się, gdy nic nie potrafiłam wymyślić, postanowiłam powiedzieć mu to prosto z mostu :
- Ja i Kim... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Wiem... Tylko się przyjaźnicie... - spojrzał na mnie, po czym szeroko się uśmiechnął.
- Skąd wiesz? - spytałam, spuszczając wzrok onieśmielona, zbyt onieśmielał mnie swym cudnym uśmiechem.
- Kim dziś rano czekał na mnie przed szkołą i wytłumaczył mi wszystko. - odpowiedział, znów patrząc przed siebie. - Powiedział, że martwisz się, o to, że źle Cię zrozumiałem, jak wczoraj widziałem Was razem.
  Byłam zaskoczona tym co właśnie usłyszałam. Byłam wdzięczna Kimowi, za to, że wytłumaczył Maxowi wszystko za mnie, dzięki temu nie musiałam sama się męczyć, z tłumaczeniem się. Nie wiedziałam co powiedzieć więc zamilkłam. Z naprzeciwka, szła jakaś para, trzymając się za ręce, poczułam się niezręcznie, spuściłam wzrok i zaczęłam patrzeć na swoje buty. By zakochani, mogli swobodnie przejść, Max przysunął się do mnie. Spojrzałam na niego dyskretnie, lecz zauważył to i uśmiechnął się lekko. Nie rozmawialiśmy, szliśmy w ciszy blisko siebie, a ja bałam się, że usłyszy jak szybko i głośno bije moje serce. Gdy szliśmy tak krok w krok, obok siebie, jego dłoń ocierała się wierzchem o moją, było to przyjemne uczucie, dotyk jego skóry, była ciepła i przyjemna. Nagle, zauważyłam, że wziął głęboki wdech, po czym poczułam jak łapie mnie za rękę, nasze palce splotły się ze sobą, a ja czułam, że na ziemi trzyma mnie już tylko jego ręka, inaczej... Odleciałabym ze szczęścia. Serce biło mi tak szybko, że myślałam, że zaraz wyskoczy. Kątem oka zauważyłam, że Max uśmiechał się do siebie. Jeszcze nigdy nie czułam się taka szczęśliwa, nawet panująca wokół cisza mi nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie...  Była niczym cudowna muzyka.
  Gdy byliśmy już pod moim domem, z ociąganiem puściłam jego rękę. Stanął naprzeciwko mnie, uśmiechnął się nieśmiały, po czym odezwał się pierwszy raz od dłuższego czasu :
- Chciałbym jutro o czymś z Tobą porozmawiać...
- O czym? - spytałam z ciekawością.
- Jutro... - odpowiedział, po czym się uśmiechnął - Do jutra. - puścił do mnie oczko i odszedł.
  Tym razem nie popędziłam, do mojego pokoju, by pomachać mu przez okno, byłam w zbyt dużym szoku, by to zrobić. Stałam przed domem, patrząc rozmarzonym wzrokiem jak odchodzi. Wtedy odwrócił się z uśmiechem na twarzy i do mnie pomachał. Byłam tak oszołomiona, że ledwo podniosłam rękę, by mu odmachać.

             W nocy nie mogłam zasnąć, byłam zbyt podniecona jutrzejszą rozmową z Maxem. Dręczyło mnie pytanie 'O czym będziemy rozmawiać?'. Uniosłam swą dłoń, patrząc na nią jak na jakąś relikwię. Ciągle czułam jak Max trzymał mnie za rękę, byłam szczęśliwa.


              Następnego dnia, wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Pędziłam do szkoły z prędkością światła, nie mogąc doczekać się rozmowy z Maxem.
- O czym chciałeś ze mną rozmawiać? - spytałam, gdy tylko przyszedł.
- Nie bądź taka niecierpliwa. - zaśmiał się i dotknął lekko czubka mojego nosa, a ja znów poczułam jak się czerwienię - Porozmawiamy po lekcjach - puścił do mnie oczko.

            Czekałam z niecierpliwością na koniec lekcji. Jednak, gdy już się skończyły nie wiedzieć dlaczego, ogarnęło mnie zdenerwowanie. 'Co robić?' - pomyślałam, gdy tylko odwrócił się w moją stronę. Jeszcze nie zdążyliśmy wyjść z klasy, kiedy odważnie złapał mnie za rękę. Nie miałam nic przeciwko, ale wszyscy na nas patrzyli, co spowodowało, że trochę się skrępowałam. Spojrzałam na Yuri, stała wpatrzona w nas ze szklanymi oczyma, zrobiło mi się jej trochę szkoda, bo przypomniało mi się jak Tiff cierpiała, ale postanowiłam nie zawracać sobie nią głowy, w końcu byłyśmy rywalkami. Przez pół drogi znowu milczeliśmy, miałam ochotę spytać go o czym chciał rozmawiać, ale niezręcznie było mi przerwać ciszę. Gdy byliśmy już na alei w parku, prowadzącej do mojego domu, Max nagle się zatrzymał i odwrócił w moją stronę, spojrzał mi głęboko w oczy, dotknął delikatnie palcami mojego policzka, wziął głęboki wdech, po czym spytał nieśmiało :
- Czujesz coś do mnie?
  Zatkało mnie, ale wiedziałam, że w końcu nadszedł czas, by mu to wyznać, więc przytaknęłam :
- Tak... - spuściłam wzrok, po czym spytałam onieśmielona - A czy Ty... Też coś do mnie czujesz? - powtórnie na niego spojrzałam.
- Tak. - uśmiechnął się czule.
  Czułam, że na moich policzkach płoną rumieńce, lecz na szczęście było już szaro wokół, więc nie widział tego.
- Więc... Co powiesz na to, byśmy spróbowali... Być ze sobą? - znów spojrzał mi głęboko w oczy, lecz tym razem nie spuściłam wzroku.
  Kontrolowałam się, by nie zacząć krzyczeć z radości, odchrząknęłam i odpowiedziałam pewnie :
- Bardzo bym tego chciała.
- Więc postanowione - uśmiechnął się zniewalająco, po czym mnie przytulił.
  Nie spodziewałam się tego, moje serce waliło jak oszalałe, czułam się cudownie, jakbym unosiła się nad ziemią, już nawet nie przeszkadzało mi to, że może czuć jak wali mi serce. Jeszcze nigdy nie byłam taka szczęśliwa. 


                 Nasz związek rozwijał się bardzo powoli. Spotykaliśmy się codziennie w szkole, po szkole wychodziliśmy razem na miasto, czasem do kina, czasem na pizzę i w inne ciekawe miejsca. Były chwile, gdy nie mogliśmy się nagadać i chwile, gdy towarzyszyła nam cisza, lecz to nam nie przeszkadzało, było nam ze sobą dobrze. Za każdym razem, gdy mnie przytulał, dotykał mojego policzka, czy trzymał mnie za rękę, czułam, że nic prócz niego więcej nie potrzebuję. Brakowało mi tylko jednego... Pocałunku... Gdy za pierwszym razem pocałował mnie w policzek, czułam jakby motyl usiadł mi na policzku, od tamtej chwili zaczęłam wyobrażać sobie jak będzie wyglądał nasz pierwszy pocałunek, a mój... Pierwszy w życiu... Przez Maxa zapominałam o całym Bożym świecie, nawet o przyjaciołach... Tiff znów przestała pokazywać się w szkole, natomiast, by nie tracić kontaktu z Kimem, namawiałam go czasem, by dołączył ze swoją panienką do nas, byśmy wyskoczyli gdzieś w 4-kę po lekcjach, lecz nigdy się na to nie zgadzał. O planie połączenia Tiff i Kima też zapomniałam, czasem tylko, gdy mi się o tym przypomniało, czułam wyrzuty sumienia w stosunku do Tiffany, wiedziałam, że za jakiś czas będę musiała jakoś zadziałać, ale narazie chciałam samolubnie cieszyć się Maxem.


               Był już środek października, pogoda była piękna jakby był sam środek wiosny, a nie jesień. Max po raz pierwszy spytał mnie czy umówimy się w weekend. Do tej pory umawialiśmy się tylko po zajęciach, więc zaskoczył mnie trochę tym pytaniem. Przez głowę przeleciała mi myśl o naszym pierwszym prawdziwym pocałunku i przeraziłam się trochę, więc próbowałam jakoś do tego nie dopuścić :
- W poniedziałek mamy klasówkę z matematyki, muszę się pouczyć...
- To pouczymy się razem - skwitował z uśmiechem.
  Cały czas marzyłam o naszym pierwszym pocałunku, lecz trochę się tego bałam... Miałam się całować po raz pierwszy w życiu, bałam się, że coś schrzanię, ale postanowiłam się temu poddać.


            W sobotę, umalowałam się starannie i włożyłam najlepsze ubrania jakie tylko miałam, szłam na to spotkanie z mocno bijącym sercem i nadzieją w sercu, że w końcu Max mnie pocałuje. Chciało mi się piszczeć na samą myśl o tym. Gdy dotarłam do parku, gdzie się umówiliśmy, prawie się trzęsłam ze zdenerwowania. Max rozłożył na trawie koc, na którym usiedliśmy obok sobie, wokół rozkładając książki. Uczyliśmy się w ciszy, było tak ciepło, że trudno było uwierzyć, że to już jesień, przypominał nam o tym jedynie, spadający, co jakiś czas z drzewa liść.
Nie mogłam skupić się na nauce, co chwila zerkałam na Maxa z szalenie bijącym sercem. Czułam, że on też zerka na mnie od czasu do czasu, co sprawiało, że co chwila oblewałam się rumieńcem. W końcu nasze spojrzenia się spotkały, Max uśmiechnął się prawie niezauważalnie, a moje serce tak waliło, że nie byłam w stanie nic zrobić, mogłam tylko się w niego wpatrywać. Oparł się o Ziemię jedną ręką i nachylił do mnie. Zbliżał powoli swe usta do moich, wodził oczyma po mojej twarzy, raz patrzył mi głęboko w oczy, raz na usta, nasze usta prawie się ze sobą stykały, a ja czułam na wargach jego oddech. Moje serce... Zamarło na chwilę. W tej chwili byłam już w stanie pomyśleć tylko : 'Pocałuj mnie', gdy już miał mnie pocałować, zza drzewa wyskoczył Aron z naszej klasy z okrzykiem:
- Gdzie się miziacie w miejscu publicznym!? Nie wiecie, że to niedozwolone! - śmiał się w głos.
  Gdy tylko to usłyszeliśmy, odsunęliśmy się od siebie błyskawicznie. Bawiłam się palcami, czułam się strasznie głupio. Nie odpowiadaliśmy mu przez jakiś czas, gdy Max w końcu postanowił się odezwać, poczułam lekką ulgę :
- Po coś tu przylazł? - warknął w kierunku natrętnego kolegi.
- Słyszałem jak się umawialiście na wspólną naukę w parku, a że nie rozumiem zadań z matmy to przyszedłem z nadzieją, że mi wytłumaczycie, jak już się uczycie, a widzę, że jednak nie umawialiście się na taką naukę jak myślałem. - śmiał się na cały głos, przez co czułam się jeszcze bardziej niezręcznie.
- Przestań - bąknął pod nosem Max.
- Romansować się wam zachciało to macie... - nabijał się dalej, po czym usiadł między mną, a Maxem.
  Wstałam odruchowo :
- Ja już sobie pójdę... - powiedziałam cicho.
- Nie chodź... - Max spojrzał na mnie prosząco.
- Właśnie, nie chodź... Możemy zrobić trójkącik - odezwał się Aron, posyłając mi buziaka.
- Przestań! - warknął na niego Max, po czym wstał i podszedł do mnie. - Odprowadzę Cię.
- Nie, zostań. Wytłumacz mu zadania... - kiwnęłam głową w stronę Arona.
- Odprowadzę Cię...
- Nie, naprawdę nie musisz - zapewniłam z uśmiechem, po czym pozbierałam książki
- Przepraszam, że wam przerwałem - Aron puścił do nas oczko po czym znów parsknął śmiechem.
 Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Czułam się głupio w stosunku do Arona, ale jeszcze bardziej do Maxa. Max pocałował mnie w policzek na pożegnanie po czym odwróciłam się i odeszłam.
  Czułam się tak głupio jak jeszcze nigdy dotąd 'Dlaczego? Dlaczego mój wymarzony pocałunek skończył się taką klapą?!' - czułam się głupio, a jednocześnie było mi smutno, miałam ochotę się rozpłakać, ale się powstrzymałam, tłumacząc sobie, że to nie ma sensu, że nie stało się nic takiego.


              Przez całą niedzielę tłumaczyłam sobie, że nic wielkiego się nie stało, lecz mimo tego czułam się fatalnie... Nie wiedziałam jak mam spojrzeć jutro Maxowi w oczy. Krępowałam się. Niby nie było powodu, by się tak krępować, ale czułam się fatalnie i nic nie mogłam na to poradzić... 'Kiedy teraz nadarzy się taka okazja do pocałunku? Napewno trzeba będzie długo na to poczekać...' - myślałam z goryczą. Gdyby wczorajszy pocałunek doszedł do skutku, byłby taki jak go sobie wyobrażałam... Cudowna sceneria : piękna pogoda, do koła piękne kolorowe liście, spadające co jakiś czas z drzew. I co najważniejsze... Z osobą, z którą sobie wymarzyłam... Z Maxem... Fakt, osoba się nie zmieni, ale sceneria tak... Kiedy teraz mnie pocałuje? Pod moim domem, gdy mnie odprowadzi? A może, po zjedzonej pizzy w pizzeri?' - im dłużej o tym myślałam, tym bardziej byłam poirytowana. 


             W poniedziałek ociągałam się idąc do szkoły, nadal czułam się niezręcznie i głupio. Nie mogłam zebrać w sobie odwagi, by spojrzeć Maxowi w oczy. Niebo było pochmurne tak samo jak mój nastrój. Nagle coś w mojej głowie krzyknęło 'Wagary!'. Stanęłam w miejscu 'Tak! Genialne! Dam sobie jeszcze jeden dzień na poukładanie myśli i jutro już normalnie będę rozmawiała z Maxem' - postanowiłam. Byłam już przy murze otaczającym teren szkoły. 'Tylko co mam z sobą począć? Do domu przecież nie wrócę. Może... Park nad jeziorem za szkołą!' - olśniło mnie. Postanowiłam iść wzdłuż muru szkoły, by nie rzucać się nikomu w oczy. Nie było tam ścieżki, ale krzaczki i drzewa były posadzone tak, że swobodnie przechodziłam pomiędzy nimi. Szłam i szłam, a mur zdawał się nie kończyć:
- Nie myślałam, że teren szkoły jest aż taki duży. - powiedziałam do siebie i uderzyłam ręką mur ze złością.
  Szłam dalej, w końcu wyszłam za otaczający szkołę mur i odetchnęłam z ulgą, w oddali było widać taflę jeziora, ale miałam jeszcze spory kawał drogi do przejścia. Nagle usłyszałam za sobą trzask patyka, natychmiast się obejrzałam, to był Kim, stał i głupkowato się uśmiechał, jak dzieciak przyłapany na kradzieży słodyczy ze schowka.
- Co Ty tu u licha robisz?! Śledzisz mnie? - warknęłam szczerze zdziwiona.
- Po prostu, gdy zobaczyłem, że włazisz w krzaki zdziwiłem się, że nie idziesz do szkoły, chciałem sprawdzić co Cię tu sprowadza. - wyjaśnił.
- Jeny! To już nawet raz z lekcji nie można się urwać? - warknęłam ze złością.
- A czy ja mówię, że nie? - spojrzał na mnie zaskoczony.
  Spojrzałam na zegarek.
- Właśnie zaczyna się 2-ga lekcja. Będziesz miał nieobecność. - skwitowałam.
- "Jeny! To już nawet raz z lekcji nie można się urwać?" - zacytował mnie ze śmiechem.
- Przestań. Ja to co innego, mam powód.
- Ja też. - odparł pewnie.
- Ty? Niby jaki? - spytałam zdziwiona.
- Taki, że moja przyjaciółka ma taką minę jakby prowadzili ją na ścięcie. Więc chyba muszę jakoś zareagować? Chyba tak robią przyjaciele? - uniósł brew z pytającą miną.
  Miał rację, ale nie chciałam tego przyznać, więc tylko westchnęłam i ruszyłam w stronę ścieżki.
  Kim szedł za mną, po chwili dorównał mi kroku.
- No więc? Powiesz mi? - spytał.
- Co?
- Dlaczego zamiast lecieć do szkoły, by móc wzdychać do Maxa, włóczysz się po krzakach?
  Westchnęłam.
- Po prostu, chciałam odpocząć i zobaczyć jezioro. - skłamałam.
- Taa, akurat uwierzę, że na wycieczki Ci się zebrało. - skrzywił się - Nie chcesz to nie mów... Tylko po co mnie prosiłaś byśmy byli przyjaciółmi jak teraz nie chcesz dać sobie pomóc?
- A czy ty chcesz dać sobie pomóc? Nie! Zaraz się złościsz jak mówię o Tiffany, a ja chcę tylko waszego dobra - oburzyłam się.
- Dobra, nie chcesz mówić to nie mów, tematu też nie musisz zmieniać. Idę sobie. Pa. - odwrócił się i już chciał odchodzić, ale poczułam, że muszę się komuś wygadać :
- Przepraszam. - powiedziałam pokornie. - Chodzi o Maxa...
- Tyle już zdążyłem się domyśleć. 
- Bo wiesz... Przedwczoraj prawie, by mnie pocałował, ale przyszedł Aron i nam przeszkodził.
- I w czym problem? 
- W tym, że teraz głupio mi w stosunku do Maxa...
  Wtedy się rozpadało. Lało jak z cebra. Kim rozejrzał się do koła, wskazał na stojącą niedaleko altanę, po czym pobiegliśmy do niej. Dopiero co zaczęło padać, a już byliśmy cali mokrzy. Gdy chwilę odsapnęliśmy, Kim zaczął kontynuować naszą rozmowę :
- Dlaczego Ci głupio?
- Bo to miał być nasz pierwszy pocałunek, a wyszła taka kicha. - skrzywiłam się.
- To jeszcze się nie całowaliście? - spojrzał na mnie, a na jego twarzy malowało się zaskoczenie.
- No, nie... To miał być nasz pierwszy pocałunek... - odpowiedziałam.
- Nie masz się czym przejmować, mówisz jakbyście nie mogli tego zrobić innym razem... To nic takiego.
- Dla Ciebie może nie, ale to miał być mój pierwszy pocałunek w ogóle, miał być taki jak sobie to wymarzyłam, taki wymarzony pocałunek. - spuściłam głowę, czerwieniąc się na myśl, że mówię takie rzeczy chłopakowi, w końcu oni wszystko widzieli w innych barwach...
- Nie całowałaś się jeszcze nigdy? - spojrzał na mnie zdziwiony do żywego.
- Nie... - odparłam zawstydzona.
 Nie odpowiadał, więc zaczęłam mówić dalej, by jakoś przerwać tę niezręczną ciszę.
- Było tak ładnie, prawie magicznie... Cisza, spadające z drzew kolorowe liście i tylko my... Kur*e! - skrzywiłam się zła na to wspomnienie. - a tak chciałam, żeby mnie pocałował... - westchnęłam.
  Kim nie odpowiadał. Stał z jedną ręką w kieszeni, a drugą rozmasowywał sobie kark, patrząc w oddalone jezioro, albo w deszcz, nie potrafiłam ocenić, wyglądał jakby nad czymś intensywnie myślał. Nie chciałam mu przeszkadzać więc stałam cicho. Chyba i tak już nie słuchał moich ostatnich słów, inaczej by coś odpowiedział. Nagle pomyślałam o Tiffany 'Może znowu zacząć ten temat? Kiedyś muszę... Wgl. to co ona w nim widzi, że tak przez niego cierpi? Fakt... Jest zabawny i miły, ale czasem tak potrafi irytować, że to się równoważy... A wygląd? Nie ma w nim chyba nic specjalnego.' - spojrzałam na niego, by przyjrzeć mu się uważniej, w końcu nigdy mu się lepiej nie przyjrzałam... Na twarz opadały mu wilgotne włosy, 'z tego kąta wygląda dobrze, żeby nie powiedzieć, świetnie...' - pomyślałam, sama zaskoczona swoją obserwacją, 'Usta ma pełniejsze niż Max, wyglądają na bardziej delikatne, oczy też miał bardzo ładne, ciemne, błyszczące, nieprzeniknione. Jest przystojny... Bardzo przystojny...' - stwierdziłam w zamyśleniu. 'Może nawet tak przystojny jak Max...' - w tej chwili otrząsnęłam się z zamyślenia, bo Kim na mnie spojrzał, było mi głupio, że przyłapał mnie na gapieniu się na niego. Odchrząknęłam i spojrzałam przed siebie, na ukryte za zasłoną deszczu jezioro. Było mi chłodno i strasznie niezręcznie 'No co jest? To przez to, że przyłapał mnie na wpatrywaniu się w niego?' - zastanawiałam się. Spojrzałam na niego kontem oka, dalej się we mnie wpatrywał, pierwszy raz w jego towarzystwie czułam się nieswojo. Kątem oka zauważyłam, że idzie w moim kierunku. Panująca wokół cisza tak mi ciążyła, że musiałam coś powiedzieć :
- Ale leje - wypaliłam bez namysłu - chyba nigdy nie przestanie padać...
  Nie odpowiedział, stanął na przeciwko mnie, o krok ode mnie i stał tak bez słowa, krępowało mnie jego spojrzenie, ale odważyłam się podnieść wzrok i spojrzałam na niego :
- Co? - spytałam zdziwiona
 Nie odpowiedział, stał tak, wpatrując się we mnie, z jego twarzy wyczytałam, że dzieje się w nim coś dziwnego, jakby trwała w nim wewnętrzna walka, jego oczy były smutne, albo tylko mi się zdawało.
- No co? - powtórzyłam zniecierpliwiona i skrępowana jego spojrzeniem. 
  Wtedy błyskawicznie objął mnie jedną ręką w pasie, przyciągnął do siebie, drugą wplótł mi we włosy, nachylił się do mnie i pocałował...

7 komentarzy:

  1. WOW!!!!
    Moja pierwsza myśl: Aron mistrz!
    Druga myśl: trochę szkoda, ze jednak przeszkodził
    Trzecia myśl(po przeczytaniu ostatniego zdania):Jednak nie szkoda :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow potrafisz zaszokować bardzo mi się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki był mój cel xD
      Cieszę się, że się podoba ;]

      Usuń
  3. Zastanawiam się co będzie dalej, ale pewnie mi nie zdradzisz ...
    Czekam na 5-część, mam nadzieję, że będzie jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli przejdzie mi mój 'zastój pisarski' to może będzie jutro, a jeśli nie to bd trzeba trochę dłużej poczekać ;p

      Usuń
  4. O Boże!!! Nigdy bym się tego nie spodziewała :o
    Super, super, super

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze są dla mnie naprawdę cenne, więc jeśli czytujesz moje posty, proszę o zostawienie po sobie śladu w komentarzu. ;]

Jeśli znajdziesz jakieś błędy lub literówki, będę wdzięczna za wytknięcie mi ich bym mogła je poprawić ;]

Ps. Jeśli masz zamiar mnie skrytykować, proszę o dodanie komentarza ze swojego konta na bloggerze, ponieważ 'anonimową' krytykę uważam za zwykłe, tchórzliwe hejtowanie.

Szablon autorstwa StrayHeart z unfaithful-heaven